Życie jest podróżą

Kikimora

Jak na aktorkę, prowadzi dosyć nudne życie. „Nie jestem interesująca dla polskich tabloidów”, żartuje Joanna Orleańska. Dlaczego? Bo nie ma na koncie żadnych skandali, od lat ma tego samego męża, rzadko bywa na branżowych imprezach. Zamiast tego woli spędzić czas z ośmioletnią córką Tosią albo pojechać w nieznane. Nam aktorka opowiada, jak celebruje życie i od kogo się tego nauczyła.

rozmawiała KATARZYNA ZWOLIŃSKA / VIVA!

zdjęcia OLGA MAJROWSKA

 

Spotykamy się na warszawskiej Saskiej Kępie. To tutaj zamieszkała po przeprowadzce z Wrocławia. Delikatna blondynka wpada do restauracji troszkę spóźniona. Ma bardzo ciepły, przyjemny głos. Przy zupie dyniowej rozmawiamy o tym, czy zawód aktora pomaga w celebrowaniu życia, i o tym, co najbardziej lubi w życiu robić.

Co jesteś gotowa poświęcić dla ciekawego projektu?

Na pewno nie rodzinę, bo moi bliscy zawsze są na pierwszym miejscu. Dwa lata temu pierwszy raz poświęciłam wakacje. Udało nam się wspólnie wyjechać tylko na tydzień. Udział w programie „Taniec z gwiazdami” spowodował, że nasze plany wakacyjne musiały ulec zmianie. A ja uwielbiam podróżować. Ale tak naprawdę wystarczy mi, że pojadę 30 kilometrów za miasto i już odpoczywam. Nie muszę jechać na Seszele.

Dużo rzeczy robicie razem z córką?

Ile się da (śmiech). Mamy swoje małe rytuały i zasady, których przestrzegamy. Na przykład wiosną, latem i ciepłą jesienią zawsze odbieram Tosię ze szkoły, a potem idziemy na rower albo na rolki. Spacerujemy po naszej Saskiej Kępie, chodzimy na lemoniadę, odwiedzamy znajomych. Jak już jest zimno, robimy sobie sobotnie pidżama party, które może trwać nawet cały dzień. Chodzimy w pidżamach, albo dresach, w miękkich ciepłych skarpetach, czytamy książki, przytulamy się, w pięcioro leżymy w łóżku, bo dołączają do nas jeszcze dwa nasze koty. Wakacje to ważny czas, dla całej naszej trójki, Tosi, Pawła i mnie. Nabieramy dystansu do wszystkiego i ładujemy akumulatory. Wyłączamy telefony, nie sprawdzamy poczty elektronicznej. Mamy różnych znajomych. Niektórzy nie rozstają się z tymi przedmiotami i przez całe wakacje są „na służbowej smyczy”. Inni szukają tylko takich miejsc, gdzie są animacje dla dzieci. Żadna z tych rzeczy u nas nie przejdzie.

Nie masz czasem ochoty poleżeć z książką na plaży, a Tosię oddać komuś pod opiekę?

Nie żartuj! Nie umiem odpoczywać bez niej! Oczywiście jak każde dziecko jest absorbująca, szybko zaczyna się nudzić i marudzi, że chce coś z nami porobić, ale to nie znaczy, że pozwoliłabym komuś się nią zajmować po to, żebym sama mogła się polenić. Poza tym bezczynne leżenie nie leży w mojej naturze. Uwielbiam odkrywać nowe rzeczy, sprawdzać, co czeka na mnie za rogiem. Moja ciekawość jest cały czas niezaspokojona. Tosi zresztą też. Pamiętam, że gdy miała chyba cztery lata, pojechaliśmy do Portugalii, zatrzymaliśmy się na trzy dni w Lizbonie. Co wieczór, a raczej co noc, tak mniej więcej o dwunastej Paweł mówił, że musimy już iść do hotelu, położyć się spać. A Tosia mówiła, że jest jeszcze za wcześnie i żebyśmy jeszcze pozwiedzali. Mimo że już przysypiała mi na rękach, co chwila się przebudzała i mówiła „Mamusiu, jak tu jest pięknie”.

Kikimora

Zdarzyło Ci się kiedyś wyjechać bez niej?

Jak jadę do pracy to oczywiście, że tak. Na wakacje już nie. Raz pojechaliśmy sami do Rzymu, żeby pobyć tylko we dwoje i zrobić zakupy. Wydawało nam się, że będzie się z nami nudzić. Efekt był taki, że tak bardzo za nią tęskniliśmy, że cały czas myśleliśmy tylko o niej. Gdy widziałam piękne miejsca, a w Rzymie o takie nietrudno, od razu myślałam, że Tosi by się to spodobało. Na zakupach też nie poszalałam. Kupiłam rzeczy tylko dla niej. Szczerze mówiąc, podziwiam koleżanki, które potrafią wyjechać w egzotyczną podróż, a dzieci zostawić z babciami albo niańkami. Ja bym nie umiała i do dzisiaj żałuję, że nie pokazałam Tosi Rzymu.

Gdy jesteś na planie, to też tak tęsknisz?

Tęsknię. Ale wyjazd do pracy to co innego. Głowę mam zajętą czymś innym. Paradoks polega na tym, że przyjechałam do Warszawy za pracą, a odkąd tu mieszkam, prawie nic tu nie zagrałam. Większość zdjęć kręciłam poza Warszawą. Gdy kręciliśmy serial „Licencja na wychowanie”, przez dwa lata kursowałam pomiędzy domem a Wrocławiem. Tosia wtedy była bardzo zazdrosna o moją serialową rodzinę. Mówiła, że tamte dzieci zabierają mój czas, który mogłabym spędzić z nią.

Udało Ci się, mam nadzieję, przekonać ją, że tak nie jest.

Wtedy było trudno, bo nie wszystko rozumiała. Ale w końcu przekonałam ją, że ona jest dla mnie najważniejsza. Tłumaczyłam jej, że gdybym nie była aktorką i miała normalną pracę, to też musiałabym chodzić do biura i tego czasu nie spędzałabym z nią.

Masz jednak dla rodziny trochę więcej czasu niż przeciętny Kowalski.

Aktorstwo to jest zawód, który dużo odbiera, ale też dużo daje. Gdy trwają zdjęcia, praktycznie rzecz biorąc nie bywam w domu, a dziecko widuję przez godzinę dziennie. Ale zdjęcia mają to do siebie, że się szybko kończą. Bywają dni, czy nawet tygodnie, kiedy sto procent mojego czasu mogę poświęcić rodzinie. Tosia jest wtedy najszczęśliwsza.

Póki co woli jeszcze Wasze towarzystwo niż rówieśników?

Tak. Ale to nie jest tak, że nie ma żadnych koleżanek. Jej dwie najlepsze przyjaciółki mieszkają pod Warszawą i każdy weekend musimy mieć tak zorganizowany, żeby dziewczyny spotkały się choć na chwilę. Na szczęście zaprzyjaźniliśmy się z ich rodzicami. Spotykamy się na spacery, wspólne obiady. Ale póki co, to z nami chce robić najwięcej rzeczy. Ostatnio wspólnie piekliśmy szarlotkę. Paweł ucierał jabłka na tarce, Tosia zagniatała ciasto. To była najlepsza szarlotka wszech czasów, zjedzona przez nas w nocy. Kochamy nasze nieobliczalne, trochę zwariowane życie.

Kikimora

Nieobliczalne?

Jest jedną wielką niewiadomą. Nigdy nie wiem, kiedy będę grała, co będę grała, o której wrócę, ile będę miała wolnego czasu. Nieustająco towarzyszą nam też duże emocje. Nie jesteśmy normalną rodziną, w której rodzice pracują od 9 do 17. Lubię moją pracę, ale lubię też ten czas, kiedy nie pracuję. Codziennie razem jemy śniadanie. Choć muszę przyznać, że zdarza mi się, już po śniadaniu, odprowadzeniu Tosi do szkoły, że wskakuję jeszcze do łóżka i sobie dosypiam.

Nie masz wyrzutów sumienia, że Ty leżysz w łóżku, a Tosia musi siedzieć w szkole?

Ja już się do szkoły nachodziłam (śmiech). Do dzisiaj przyjaźnię się z dziewczynami z podstawówki. Każda z nas mieszka gdzie indziej, ale udało nam się, bo nasza przyjaźń przetrwała już ponad trzydzieści lat. Mam też bliską koleżankę, która jest mistrzynią celebrowania życia codziennego i stwarzania wokół siebie piękna. Może dlatego, że jest stylistką. Jak ona coś robi… Jak ja upiekę jabłko, to dodam cynamon, goździki, podam z lodami i mamy pyszny deser. A ona z tego samego zrobi wizualne i smakowe dzieło sztuki. Moje przy niej wydaje mi się prymitywną potrawą. Uczę się od niej tego, że celebrowanie to też ładne opakowanie wszystkiego.

Dzięki temu życie może być przyjemniejsze.

Dla mnie bardzo istotne jest, żeby w domu było ładnie. Dla Tosi też, ona uwielbia, jak jest posprzątane i, co najważniejsze, lubi to robić. Nie wiem po kim ona to ma. Zazwyczaj dzieci trzeba zaganiać do sprzątania, a ona wstaje rano i mówi: „Mamo, dzisiaj sobie posprzątamy, co?”. I jest taka szczęśliwa, a potem mówi: „Jak teraz jest pięknie. Nie mogłoby tak być codziennie?”.

Co jest dla Ciebie najważniejsze?

Oprócz Tosi i Pawła, podróżowanie, rozwijanie własnych pasji i spotykanie się z ludźmi. Dobry obiad czy wino ze znajomymi jest dużo istotniejsze niż cały ten blichtr, który jest związany z moim zawodem. Każde oficjalne wyjście jest dla mnie mordęgą. Wiem, że są osoby, które potrafią się w tym odnaleźć, i odnaleźć w tym przyjemność. Ale to nie ja. Od lat staram się sobie wytłumaczyć, że powinnam to polubić. Tylko że takie bywanie nie ma nic wspólnego z celebrowaniem życia. Trzeba się ubrać, umalować, ale też uważać na to, co się założyło, żeby zaraz nie wyciągnięto, że w tym samych butach już któryś raz się pojawiam. Tak samo nienawidzę sylwestra.

Dlaczego?

Dlatego, że ktoś mi narzuca, że akurat tego wieczoru, tej nocy mam się świetnie bawić. Mam obowiązek! A ja nigdy nie wiem, co mam ze sobą zrobić, którą imprezę wybrać, w co się ubrać. Dwa lata temu mieliśmy być na nartach, ale okazało się, że Tośka ma ospę wietrzną. I my się od niej zaraziliśmy. Sylwestra spędziliśmy we trójkę w domu, bo nie chcieliśmy nikogo narażać na nasze towarzystwo. Przynajmniej nie mieliśmy problemu, gdzie mamy iść i w co się ubrać. Zresztą każdy przymus wprowadza pewnego rodzaju napięcie. Imprezy branżowe mają w sobie coś z sylwestra – właśnie przymus dobrego wyglądania, dobrej zabawy, bycia w świetnym humorze. Życie takie nie jest. Ja, tak jak każdy, miewam lepsze i gorsze dni. Dlatego wolę spotkać się z przyjaciółmi, bo przy nich nie muszę niczego udawać, zakładać maski. Celebrowanie życia jest dla mnie pozwalaniem sobie na bycie sobą. Stąd te dni piżdamowe, chodzenie bez makijażu, bez zobowiązujących ciuchów, to daje nam ogromnie dużo radości i energii.

Być może tego nie lubisz, bo Twoja praca polega też na przebieraniu się.

Chyba tak. Ile ja się naprzebierałam tych sukienek, tych piór i kostiumów podczas „Tańca z gwiazdami”. Na długie lata mam zaspokojoną potrzebę chodzenia na bale przebierańców. Kiedyś, gdy jeszcze więcej grałam w teatrze, w sztukach klasycznych, nosiłam stroje z epoki, peruki, ciężkie makijaże. W związku z tym dla mnie celebrowanie życia to jest zdjęcie z siebie tej maski. I pobycie z samym sobą i z najbliższymi.

Kikimora

Do najbliższych macie daleko…

Jesteśmy przesiedleńcami, którzy za pracą przyjechali do Warszawy. Na początku było nam trudniej celebrować życie rodzinne, bo byliśmy tutaj sami. Jak masz korzenie w jakimś miejscu, od podstawówki tych samych przyjaciół, rodzinę, to jest dużo łatwiej. My musieliśmy wszystko stworzyć od początku. Taka sytuacja miała też swoje dobre strony, bo dużo więcej czasu spędzaliśmy ze sobą. Natomiast widzę, jaką ogromną frajdę daje mojej córce spotkanie z rodziną, z siostrą Pawła, z dziadkami, ona uwielbia, jak przyjeżdżają do nas.

W końcu to rodzina i przyjaciele są najważniejsi. Kwintesencją tego, co myślę o życiu, jest hasło, które wymyśliłam dla Itaki: „Życie to podróż”, bo dla mnie najważniejsze są spotkania, które mnie zmieniają, smaki, których nigdy nie zapomnę, zakręty, które pokonam, i miejsca, do których będę chciała wracać. Ja takie miejsce znalazłam.
Kikimora

make-up i włosy AGNIESZKA JAŃCZYK

stylista MARCIN KUBERNA

aktorka JOANNA ORLEAŃSKA, CÓRKA TOSIA

Szczególne podziękowania dla hotelu Narvil za udostępnienie apartamentu do sesji.

Joanna Orleańska z córką Tosią mają na sobie biżuterię z najnowszej kolekcji Lilou.