W drodze do szczęścia

Kikimora

sukienka EMPATHY,
 srebrne karwasze i korona HALINA MROŻEK, legginsy WILDECOLOR,
 buty REEBOK

Wysiadła z rozpędzonego pociągu – to o niej. Długonoga piękność, muza największych projektantów, przeżyła kryzys i zeszła z wybiegów. Marzyła o rodzinie – ma ją. Miała dość podróży, chorowała na myśl o nich, teraz chce pokazać mężowi i dwójce dzieci te miejsca, które kiedyś pokochała. Kamila Szczawińska.

Wywiad MONIKA BERKOWSKA

Zdjęcia KURKOT KOLEKTIV

Stylizacja PATRYCJA FITZET
Make-up i włosy AGNIESZKA JAŃCZYK

Produkcja JOANNA CHILIŃSKA-REKUĆ

Oglądałam zdjęcia na Twoim blogu. Ułożyłaś z dziećmi mapę świata z puzzli, a potem wszyscy troje wybieraliście ukochane kraje. Zaznaczyłaś Brazylię.
Tak, Julian wybrał Madagaskar, inspiracją był z pewnością filmowy król Julian. A my z Kalinką – Brazylię. Zakochałam się w tym kraju podczas podróży wiele lat temu. I nawet z tej miłości nauczyłam się portugalskiego. Odpowiada mi mentalność Brazylijczyków, ich wszechogarniająca radość. W swoim kraju mają naprawdę dużo gorszą sytuację od naszej, biedę, a nie narzekają, są uśmiechnięci, otwarci.

Może to kwestia tamtego słońca.

No widzisz, kiedy u nas świeci słońce, to ludzie i tak narzekają, że im za gorąco. Mam wrażenie, że tu wielu zawsze znajdzie dobry powód do tego, żeby być z czegoś niezadowolonym.

Myślisz, że każdy naród ma jakąś osobowość? Nasza jest zrzędliwa, ich radosna?

Coś w tym jest. Oni mają w sobie sambę. Żyją w rytm tej muzyki, która sprawia, że są promienni, cudownie życzliwi. Sama się uśmiecham na wspomnienie tego, jak dobrze się tam czuję. Od dawna marzę o tym, by zabrać do Brazylii moją rodzinę i właśnie planujemy taką podróż. Spędzimy tam dwa, może trzy tygodnie pod koniec roku. Uciekniemy jeszcze na moment chłodom. I wcale nie chcę rezerwować hotelu, wystarczy nam skromna pousada – tak mówi się u nich na pokoiki do wynajęcia. Dla mnie to oczywiste, że nie wydam fortuny na spanie w luksusach. A czuję, że dzieci też są już na taką wyprawę gotowe. Kalinka ma prawie cztery i pół roku, Julian we wrześniu kończy sześć. Nie mogę się doczekać, aż ruszymy, a na miejscu każdego dnia będę brać lekcję języka.

Kikimora

Kamila – stanik i legginsy KAPPAHL, płaszcz MOXOS MAŁGORZATA KNOPIK-SKIBIŃSKA buty REEBOK, bransoletki WŁASNOŚĆ STYLISTKI chłopiec – ozdobny tors HALINA MROŻEK, legginsy KAPPAHL, bluza Lego EVC KIDZ, hełm PATRYCJA FITZET dziewczynka – tiulowa grzywa (spódnica) TUTUKIDS, srebrna opaska HALINA MROŻEK legginsy i topy KAPPAHL

Jak było wcześniej? Miałaś opory, czułaś strach przed podróżowaniem z maluchami?

Nie jest łatwo spakować się w podróż z malutkim dzieckiem. Rozglądasz się po domu i najchętniej zabrałabyś ze sobą wszystko. Nigdy nie decydowałam się na spontaniczne wyjazdy w ciemno, myśląc: jakoś to będzie. Ruszając gdzieś, staram się przewidzieć każdą pogodę, nie daj Boże chorobę. Mam sprawdzoną apteczkę, bo i w najpiękniejszym miejscu zdarzają się jakieś kaszle czy katary. Dlatego tak kochamy wakacje na Helu. Od nas to tylko parę godzin jazdy. Pakujemy pół domu i ruszamy do przyczepy. Uwielbiam półwysep, wyjazd tam to dla mnie najlepsze wakacje. Na miejscu niczym się nie przejmuję, nie muszę się zastanawiać, co na siebie włożyć. Kiedy mówię: „Hel”, to myślę: „luz i szczęście”.

Polskie morze. Piękne, ale zimne, często z kapryśną pogodą. Kochasz nawet ten zachmurzony Hel?

Przyznaję, często jeżdżę sama z dziećmi, bo mąż pracuje, może też nie do końca podziela moją miłość do tego miejsca (śmiech). A mnie naprawdę nic tam nie przeszkadza. Żyjemy w wielkiej komunie złożonej z przyjaciół. Kiedy pada deszcz, zwykle cała moja przyczepa jest pełna dzieciaków oglądających razem bajkę. A taki tryb, że moja dwójka śniadanie je ze mną, obiad u kogoś innego, a jeszcze z kimś trzecim idzie na plażę, jest zupełnie naturalny. Czuję się tam bezpiecznie. No i mamy windsurfing, wake (dla niewtajemniczonych: pływa się na krótkiej desce, trzymając linę zaczepioną na wyciągarce albo łodzi), bieganie, spacery, opalanie. Zarażam ludzi tą moją miłością do Helu, coraz więcej znajomych chce tam ze mną jechać.

I naprawdę nie zamieniłabyś go czasami na Lazurowe Wybrzeże?

W życiu! Lubię normalność, nienawidzę snobizmu. Tego, że trzeba ubrać się w kostium z logo Channel. Tam wstaję rano i nie otrzepuję z piasku najseksowniejszego modelu Agent Provocateur, tylko bikini z sieciówki w przecudownym jaskrawożółtym kolorze, albo to drugie, w morskim. Wróciłyśmy niedawno z mamą z Lanzarote. Mieszkałyśmy tam w hotelu, ale uciekałyśmy z niego, jak tylko się dało. Siedziałyśmy na plaży, nie przy basenie z drinkami. Lubię, kiedy moje dzieci chowają się blisko natury, jak ja kiedyś.

Kikimora

dziewczynka – tiulowa grzywa (spódnica) TUTUKIDS srebrna opaska HALINA MROŻEK, legginsy i topy KAPPAHL

Jako dziecko mieszkałaś w środku lasu, 40 km pod Poznaniem.

Tak, i do podstawówki szło się najpierw pieszo przez pachnący las, może z kilometr, na przystanek autobusowy pod wielkim starym dębem. Pamiętam to drzewo dobrze – latem, jesienią, zimą. Żeby dotrzeć do liceum, musiałam najpierw iść trzy kilometry do pociągu. Ruch jest dla mnie naturalny. Tatę zawsze bardzo ciągnęło do sportu. Czasem w młodości wściekałam się na niego za to, że zmusza mnie do czegoś. Teraz ja jestem taka sama. Próbuję nowych rzeczy, jest we mnie ciągła ciekawość.

A ja jestem ciekawa, czego próbujesz.

Muszę się przyznać, że wszystkie swoje pieniądze wydaję na sport. Na bieganie, na sprzęt jeździecki, na wake’a. Już myślę o tym, że Julek idzie we wrześniu do szkoły. Nie jestem tym wcale zachwycona. Poradzi sobie, bo jest mądrym chłopcem, ale wolałabym, żeby miał więcej czasu w życiu tylko na zabawę. Wierzę w to, że jeśli będę pokazywać moim dzieciom wiele sportowych dróg, wybiorą sobie choć jedną. Trzy kilometry od domu jest akwen do wake’a. Kiedy ja uczę się skakać na desce, oni siedzą na plaży, bujają na hamakach.

Czasem biorę ich na swoją deskę, kładą się, ja obok, a mój tata nas ciągnie i tak przyzwyczajają się do prędkości. Do niczego ich nie zmuszam, patrzą i chcą sami próbować. Tak było z nartami, z końmi, wspinaczką. Staram się nie być kolejną mamą, która siedzi pod salą zajęć, kiedy jej dziecko trenuje. Dlatego jak najwięcej robimy razem.

Kikimora

chłopiec – bluza EVC KIDZ legginsy KAPPAHL Kamila – płaszcz MOXOS MAŁGORZATA KNOPIK-SKIBIŃSKA legginsy i stanik KAPPAHL, bransolety WŁASNOŚĆ STYLISTKI

Słyszałam, że podróże do stajni to Wasza domowa codzienność. Sama jeździsz konno od 14. roku życia.

Mam nadzieję, że już rozkochałam dzieciaki w koniach. I żebyś nie myślała, wcale nie zaczynali od jazd, Julek wywalał ze mną gnój, dodawał siana, czyścił ubłocone kopyta. Teraz ich najlepsza zabawa to bieganie po balotach, tych wielkich belach z sianem w stodole. Ostatnio na ściance byłam dumna z Julka. Wszedł na samą górę. Mówiłam mu: „Złaź już. Tego fioletowego chwytu na pewno nie dotkniesz”. Podkręcałam go tak delikatnie, a on podejmował wyzwanie i piął się coraz wyżej. Raz on jest lepszy, raz ja. Dzielimy razem wszystkie emocje. Oboje nauczyli się właśnie jeździć na rowerach z dwoma kółkami. Ależ była radość. Bardzo dbam o to, żeby te pierwsze momenty były z nami, żeby pamiętali, że mama pokazała, jak czyścić konia, że się z nami wspinała, a tata nauczył jeździć na rowerze. Nie ciocia, nie niania, ja nawet nie mam niani.

Jak obywasz się bez jej pomocy?

Korzystałam z niani dwa razy przez ostatnie dwa, trzy lata. Tak bardzo chciałam mieć dzieci, że teraz nie chcę, żeby wychowywał je za mnie ktoś inny. Wiem, co to znaczy zatracić się w pracy, jako modelka żyłam na ekstremalnie wysokich obrotach. Nie zapomnę Japonii, miałam tam napady paniki tak silne, że myślałam – umrę. Fizycznie czułam, że się duszę. Otaczali mnie ludzie-roboty, wciąż krążyła wokół mnie masa osób. Jedna poprawiała niesforny włos, druga grzała farelką, trzecia przykrywała kocem, kolejna wiązała buty, obskakiwali mnie od piątej, szóstej rano. Nie wrócę do tego. Dziś przede wszystkim jestem mamą.

Nabawiłaś się wtedy nerwicy.

Tak, z powodu zbyt częstego podróżowania. Ktoś się uśmiechnie pod nosem. Ale to był naprawdę sport ekstremalny, wciąż w samolotach. Nie ma dziś w moim życiu miejsca na pracę, z powodu której cierpiałyby dzieci. To prawda, że czasem bez niani trudno ogarnąć tę szaloną ilość obowiązków, ale też wiem, że ten czas spędzony z Kaliną i Julkiem nie wróci. Moja obecność jest najważniejsza. Nawet jeśli jestem zmęczona. Nawet jeśli czasem krzyknę. Staram się, żeby przy otaczającym nas konsumpcjonizmie moje dzieci widziały, że telewizję czy gry komputerowe można z powodzeniem zastąpić. Jasne, że czasem Julek posłucha sobie na iPadzie muzyki z „Samolotów”, swojej ulubionej bajki. I oczywiście mamy w domu bajki na DVD, ale jeśli sama im nie zaproponuję oglądania, nie proszą o to

Wielu zmęczonych rodziców włącza bajkę, żeby mieć chwilę spokoju dla siebie. Tobie się to nie zdarza?

Zdarza, bywam bardzo zmęczona i wiem, że kiedy włączę im bajkę, będą siedzieć jak zaczarowani, a ja w tym czasie zwinę się obok i zdrzemnę. Oglądają filmy raz na kilka tygodni, za to każdego dnia słyszę: „Mamusiu, chodźmy na rower”. No i minimum pół godziny dziennie czytamy książki. To nasz rytuał. Ostatnio w samolocie moje dzielne dzieciaki zamiast grać, przez godzinę oglądały książeczki. Inne maluchy na fotelach obok grały w gry, a Kalina z Julkiem wtuleni w siebie wybierali następną z całej serii książeczek trzymanych na kolanach. Patrzyłam, jak ta czterolatka opowiada sobie sama cichutko całą bajkę, i byłam dumna, wzruszona. To są moje małe zwycięstwa. Widzę, że to, co robię, ma sens i w duchu przypinam sobie medale.

 

Kikimora

Macie swoje ulubione gadżety w podróży?

Dzieci mają swoje plecaczki, podusie. Każdy z nas ma własną, ja też. Całe życie podróżowałam z jasieczkiem. Ulubione zabawki – tu jestem czujna i ostrożna, uczę dzieci, że nie ma rzeczy niezastąpionych. To prawdziwe i tak jest lepiej. Bo kiedy takiej jednej jedynej, ukochanej zabawki nagle maluchowi zabraknie – zginie albo jej zapomni – wtedy dramat gotowy. Dlatego zmieniam im te wyprzytulane misie, ulubione kubeczki czy termosiki, w które można zabrać zupę ugotowaną przez mamę. Bo to nie rzeczy mają dawać im poczucie bezpieczeństwa, tylko miłość. Wciąż od nich słyszę: „Mamusiu, kocham cię!”. Przytulają się i pokazują mi serce ułożone z dłoni. U mnie w domu nie mówiło się głośno o miłości, kochaliśmy się, ale nie było takich deklaracji. Moi ciągle słyszą: kocham, miłego dnia, całuski. Rozmawiamy, a ja właśnie dostałam SMS od męża: „Kocham cię”. Nauczył się tego ode mnie.

Czego jeszcze chciałabyś nauczyć swoje dzieci?

To truizm, że podróże uczą nas najwięcej, ale tak jest. W takim Nowym Jorku napatrzyłam się na ludzi o każdym z możliwych odcieni skóry, karzełków, olbrzymów, chudych i grubych. Na ulicy byłam kawałkiem tej kolorowej układanki, mieszanki kulturowej i religijnej. Niewytykanym palcami z byle powodu. U nas wystarczy, żeby ktoś szedł ulicą w chuście na głowie, usłyszy za sobą syk: „Terrorysta”. Przez pewien czas byłam wolontariuszką w grupie dla dzieci i dorosłych z porażeniem mózgowym Żurawinka. Wśród nich nauczyłam się wiele o tolerancji i wtedy poczułam, że muszę za wszelką cenę nauczyć też tolerancji własne dzieci. Razi mnie to, że w Polsce ludzie zbyt szybko oceniają innych. Dużo o tym w domu rozmawiamy.

Ty też się nasłuchałaś o sobie przykrych słów.

Na pewnym etapie życia byłam ulepiona z kompleksów. Za wysoka, za chuda. Dziś staram się nie dopuszczać do siebie raniących słów. Bo tak już jest, że pięć osób powie: „Masz piękne włosy”, a jedna zauważy: „O, rozdwojone końcówki”. Wyrzucam to z głowy. Bardzo walczę o moje dzieci. Jeśli ktoś robi im publicznie uwagi, i nawet jeśli ma dobre intencje, ale słyszę: „Ojej, chyba za mało jesz, taka chuda jesteś”, to staję się lwicą! I ripostuję, bo nie zapomniałam, ile wycierpiałam. Słuchałam ludzi, a potem wstydziłam się rozebrać. Chowam Kalinkę i Julka bynajmniej nie w narcyzmie, ale w poczuciu, że są piękni, wyjątkowi. Każde z nich robi coś dobrze. Uczę ich też przegrywać.

Wystarczy zajrzeć na Twój blog, żeby zobaczyć, co jest dla Ciebie ważne.

My fitspirations to taki pamiętnik. Dzielę się tym, co dla mnie samej ważne. Nieocenianie, uważność, dostrzeganie, że małe rzeczy potrafią cieszyć. Pięknie zakwitł bez, możesz go postawić w pokoju, niech pachnie. To właśnie pamiętam z dzieciństwa, i zapach konwalii. Co roku szłyśmy z mamą na stary cmentarz w lesie i wracałyśmy z bukiecikami. Albo na bez, najpiękniejszy rósł koło małej oczyszczalni ścieków. Regularnie jeździmy z dziećmi na grzyby w Wielkopolskie, w moje rodzinne strony. Julek tak się cieszy, kiedy ma pełno w koszyku. Kocham lato, czas pikników. Często jemy w ogrodzie, bo obiad najlepiej smakuje na dworze. Kładziemy koc na trawę, siadamy na poduchach. W samochodzie wożę podkładki do siedzenia, plastikowe sztućce, jestem przygotowana na piknik w każdej chwili.

Mama idealna. Czujesz się nią?

Jakiś czas robiłam sobie wyrzuty, że jestem złą mamą, bo nie wyszywam tak pięknie, jak moje koleżanki, i nie spędzam godzin na kreatywnych zabawach. Ale potem pomyślałam, że każda mama jest dobra w tym, co lubi. Mam dwie lewe ręce i ledwie umiem coś odrysować, za to uczę dzieci sportu i wrażliwości na świat. Pogodziłam się z tym, że nie nauczę Kalinki, jak haftować kotka na serwetce. Bo w zamian daję jej to, że potrafi przełamywać się w trudnych sytuacjach, jest otwarta na świat, na nowe doświadczenie. Od małego chodziła ze mną na sesje zdjęciowe, dziś patrzyłam z przyjemnością, z jakim naturalnym luzem pozuje, bawi się tym. Jestem mamą otwartą i świadomą!

Mówi się: „Życie jest podróżą”. W jakim Ty jesteś dziś miejscu?

Czuję, że jeszcze wszystko przede mną, mam duszę eksplorera, chcę odkrywać świat, ludzi, siebie. Nie pomyśl, że poświęcam całą uwagę dzieciom. Za moment jadę na pięć dni do pracy do Mediolanu, w domu zastąpi mnie mama. A ja nadrobię zaległości w czytaniu. Lubię powieści dziejące się w jakichś sceneriach, w Barcelonie, Toskanii, Prowansji. Relaksuję się po moich ciężkich studenckich lekturach. Dopiero co oddałam pracę dyplomową: „Moda i media a zachowania zdrowotne”. Dostałam piątkę. Jestem z siebie dumna. Skończyłam psychologię kliniczną, psychodietetykę, a już myślę o czteroletniej szkole terapii poznawczo-behawioralnej. Chciałabym kiedyś, w przyszłości być certyfikowanym terapeutą. Powoli, najważniejsze, to mieć plan. Za godzinę odbieram dzieciaki z przedszkola. Położę się teraz na moment w ogrodzie, zamknę oczy, poopalam, złapię oddech. Pozwalam sobie na chwile bezruchu, ale tylko po to, żeby zaraz na pełnych obrotach móc działać dalej. Pytasz, w jakim jestem miejscu – w szczęśliwym.