AKTYWNOŚĆ – czyli jak zwolnić w życiowym pędzie

Kikimora

zdjęcie: Anna Grzelewska

Pędzimy, bo takie czasy. Jesteśmy aktywni, czasami nawet aż za bardzo. Nasze dzieci pędzą razem z nami, zapisujemy je na zajęcia sportowe i kreatywne… Czy umiemy zwolnić i pozwolić sobie na nudę? Czy umiemy choć przez chwilę lenić się i nic nie robić, czy pozwalamy na to swoim dzieciom? Próżnowanie jest przyjemne tak jak aktywność – i ta rozmowa jest właśnie o tym…

Rozmawiała MARTA KULIGOWSKA

Zdjęcia ANNA GRZELEWSKA

Marta: Jesteście bardzo aktywnymi ludźmi. Czy mieliście taki moment w życiu, kiedy powiedzieliście sobie „stop” – za dużo się dzieje, za dużo pracuję, za szybko żyję?

Odeta Moro: Myślę, że są takie momenty w życiu, w których musisz zwolnić. Wtedy nawet twoje ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa i nie jesteś w stanie zrealizować swoich szalonych, niekoniecznie wartych zachodu pomysłów. Jeżeli tak się dzieje, to znak, że trzeba na moment stanąć, otworzyć oczy i zastanowić się, czy to nie czas na relaks i podsumowanie tego, jak dbamy o własne ciało, kondycję i zdrowie.

Olivier Janiak: Ja mam teraz taki etap w życiu – pierwszy raz od 20 lat, że w ciągu dnia mam czas na czytanie gazety, wypicie kawy czy drzemkę. Kiedyś miałem wyrzuty sumienia, że marnuję w ten sposób czas i swoje życie, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że tego właśnie potrzebuję. Ciągle dostaję różne propozycje zawodowe i coraz częściej zaczynam zadawać sobie pytanie: po co mam to robić.

Odeta: Wydaje mi się, że w naszej codzienności nie możemy zatracić swojej tożsamości rodzinnej, wartości, według których żyjemy i budujemy rodzinę. Prowadzę fundację i jestem szczęśliwą mamą. Godzę te dwie „aktywności” od 10 lat. Ale często praca absorbuje mnie tak bardzo, że miewam momenty, kiedy nie mam czasu na swoje macierzyństwo. Między rozdzieleniem obowiązków zawodowych a życiem rodzinnym przebiega bardzo cienka granica. To pułapka i trzeba uważać, żeby przypadkiem nie pójść za daleko. A z drugiej strony są też takie aktywności zawodowe, które pozostawiają po sobie kawałek przygody i poczucie, że rzeczywiście się komuś pomogło.

Anna Kędzierska: Ja z kolei bardzo często obserwuję w gabinecie osoby, które mówią: nie wiem, dokąd zmierzam, nie wiem, po co to robię ani czego potrzebuję. Nie mam momentu, w którym mogę się zatrzymać. Często wynosimy taki wzorzec z rodzinnego domu, robimy coś tylko dlatego, że mamy przekonanie, że musimy, a nie dlatego, że chcemy.

Odeta: Nie jesteśmy dość asertywni.

Anna: A to wcale nie jest takie trudne. Wystarczy pójść na dobry trening albo indywidualnie popracować nad tą umiejętnością, zrozumieć, o co w asertywności chodzi. To nie tylko umiejętność mówienia „nie”. To również wyrażanie próśb czy przyjmowanie komplementów. W byciu asertywnym chodzi też o pamiętanie o swoich potrzebach, byciu dla siebie ważnym. Jeżeli mówimy komuś „nie”, to nie dlatego, że chcemy zrobić mu przykrość, tylko dlatego, że w tym momencie mamy inną, własną, ważniejszą potrzebę. Przy odmowie warto więc złożyć kontrpropozycję: dzisiaj tego dla ciebie nie zrobię, ale jutro z przyjemnością.

Odeta: Bo do 30.–35. roku życia wszystkim nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni. Dopiero później okazuje się, że jesteśmy absolutnie śmiertelni. Mało tego – jesteśmy do zastąpienia.

Anna: I cudownie jest mieć tę umiejętność wyciągania wniosków w wieku 30 lat, bo znam 50-, 60-, 70-latków, którzy cały czas gonią.

Olivier: Każdy musi dopasować tempo życia do siebie. Również znam 70-latków, którzy prą do przodu, bo to sens ich bytu, chcą cieszyć się życiem.

Anna: Jeśli robi się coś w zgodzie z samym sobą, to jest najważniejsze.

Marta: Porozmawiajmy więc o aktywności w kontekście naszych dzieci. Czy jesteście rodzicami, którzy bardzo kreatywnie, sportowo i ambitnie organizują dzieciom czas? Będąc mamą prawie 8-letnich bliźniąt czuję taką presję, kiedy obserwuję innych rodziców. Mimo to nasz plan dnia nie jest wypełniony od rana do wieczora…

Odeta: Nie rozumiem rodziców, którzy na sobotę czy niedzielę rano zapisują swoje dzieciaki na dodatkowe zajęcia, bo jeszcze im mało… Co prawda jestem niemal codziennie strofowana przez Sonię, że jej aktorska kariera nie rozwija się tak jak powinna, ponieważ często nie jestem w stanie zawieźć jej na zajęcia, które są daleko. Ciągle słyszę: mamo, przez ciebie nie pojechałam!

Kikimora

Odeta Moro, dziennikarka, mama 12-letniej Sonii, zdjęcie: Anna Grzlewska

Olivier: A czy to nie my sami narzucamy sobie taki obowiązek? Ciągle chcemy dostosować się do czasów, w których żyjemy! Będąc rodzicami, za bardzo się przejmujemy, narzucamy jakąś chorą presję. Ciągle się mierzę z wyrzutami sumienia z tego powodu.

Odeta: Wiesz, można narzekać, że organizacja zajęć dla dziecka jest męcząca. Ale z drugiej strony, mieszkając w takim mieście jak Warszawa, gdzie są wieczne korki i spędza się tak dużo czasu w samochodzie, mamy jedyną okazję naprawdę porozmawiać. Bez żadnych rozpraszaczy.

Olivier: Fakt. Można radia razem posłuchać albo pośpiewać. Odeta: Ale można też sobie po prostu pogadać.

Marta: Na co dzień w domu nie ma czasu na wspólne słuchanie radia czy śpiewanie piosenek.

Odeta: Nie ma, dlatego myślę, że warto z tego skorzystać. Często odnoszę wrażenie że nieustannie dajemy siebie wszystkim, a nic nie zostawiamy sobie. I że brakuje kreatywności i bliskości w naszych relacjach z dziećmi. Nie ma energii, więc pojawia się nuda.

Anna: Nuda i złość.
Marta: Olivier, powiedz, jak to jest u Was w domu, jeśli chodzi o organizowanie czasu dla dzieci. Masz najtrudniej z nas, bo przy trójce dzieci to jest wyzwanie.

Olivier: Na szczęście mamy cudowne babcie i nianie. Cały system przedszkolny to nasze błogosławieństwo. Mam poczucie, że to instytucje, gdzie są fajni ludzie, którzy rzeczywiście edukują dziecko, dając mu przez osiem godzin takie bodźce do rozwoju organizmu, intelektu i psychiki, jakich ja rodzic, chociażbym stanął na rzęsach, nie jestem w stanie mu dostarczyć. Wszędzie wokół obserwuję, że to my rodzice próbujemy wyprzedzić czas. Wrzućmy na luz, na wszystko przyjdzie pora… Pamiętam, jak będąc dzieckiem, chodziłem najpierw na taniec, a potem na siatkówkę, którą rzuciłem dla harcerstwa. Jednak to były moje decyzje, a nie przymus rodziców.

Marta: Ale czy w domu rozmawiacie z Karoliną, na jakie zajęcia dodatkowe zapiszecie Fryderyka?

Olivier: Tak, rozmawiamy, jednak do tej pory na nic go nie zapisaliśmy. Jak sobie wyobraziłem, że z powodu awarii mostu mam wozić go 3 godziny w obie strony na Mokotów na lekcję śpiewu, to pomyślałem: sorry, synu, naucz się śpiewać sam.

Odeta: Wiesz, moja córka sama przyniosła ulotkę i powiedziała: mamo, to jest to, co chcę robić w życiu. Chcę chodzić na kółko teatralne i albo mi w tym pomożesz, albo będę na ciebie zła. (śmiech) Ale zdarza się też, że Sonia przychodzi do mnie i mówi: chcę jechać na próbę, tylko najpierw powisiałabym sobie na płocie. Mamy to szczęście, że mamy fajną ulicę i podwórko, czyli taką „aktywność” z naszych czasów. Często jest tak, że dzieciaki dzwonią przez domofon i pytają o Sonię. Jeśli mówię im, że odrabia lekcje i zejdzie za jakiś czas, to one wiszą na płocie tak długo, aż się pojawi.

Olivier: Fajnie, że nie dzwonią do siebie przez komórkę, tylko przez domofon.

Marta: Aniu, Ty masz 17-letniego syna i niespełna trzyletnią córeczkę. Jesteś aktywną czy nadaktywną mamą, która sama wymyśla, na jakie zajęcia zapisać dziecko?

Anna: Syn próbował różnych aktywności, zaczynając od sportu, przez zajęcia z robotyki, kończąc na pisaniu programów komputerowych. Dużo eksperymentował i jest w tym podobny do mnie, gdy byłam dzieckiem – szybko się zapala i szybko gaśnie. Jednak do wytrwałości się dorasta. Pamiętam, jak trudno było mi przyjąć myślenie, które mieli moi rodzice, czyli jeśli już coś się zaczęło, należy być konsekwentnym. Ostatecznie Janek upodobał sobie historię, a zwłaszcza militarystykę z okresu II wojny światowej. Tę pasję odkrył sam!

Olivier: Przerażające jest to, że dzisiaj nasze dzieci są atakowane ogromną ilością bodźców. Tego nie da się opisać. Dlatego dzieciom teraz tak bardzo trudno się skupić, mają problemy z koncentracją.

Anna: Dziecko, które ma za dużo bodźców – pokazuje to. Wyłącza się, nie ma z nim kontaktu, zaczyna płakać lub idzie spać. Może też się zdenerwować, tupać nogami lub krzyczeć, że ma dość.

Marta: No widzisz, a ja wciąż się martwię, że jak czegoś nie robimy wspólnie z dziećmi, nie spędzimy jakoś aktywnie czy kreatywnie czasu, to będzie źle.

Odeta: Ja też miewam takie momenty. Jest piękna pogoda, więc trzeba to wykorzystać – chodźmy na rower, kajaki. Wtedy Sonia często mówi: „Mamo, jest weekend i chciałabym zostać w domu”. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że ona też ma prawo być zmęczona, że ma prawo nic nie robić i zostać w domu i coś sobie układać, malować, kleić… Jeśli Sonia pozwala mi zostać w pokoju, to kładę się na łóżku obok i coś sobie czytam. Cieszę się tą chwilą, tym, że jesteśmy razem. Niby nic nie robimy, ale to daje mi poczucie…

Olivier: Bliskości.

Odeta: Tak, ale też w pewnym sensie wspólnego aktywnego spędzania czasu.

Anna: Przypomniała mi się historia młodej dziewczyny, która uczyła się u mnie odpoczywać. Jej rodzice funkcjonowali tak, że w weekendy o 7:00 nastawiali budzik, o 7.30 jedli śniadanie, a o 8:00 już spakowani jechali zwiedzać Polskę. Po latach mówiła: „Nie umiem dać sobie prawa do odpoczynku, nie umiem nie być na baczność w sobotę o 7:00 rano”. Więc to jest wielkie szczęście, kiedy dziecko umie powiedzieć „Stop”.

Marta: A czy Wy dorośli dajecie sobie prawo, żeby nic nie robić?

Olivier: Nic nie robić? Nie dajemy sobie tego prawa i dodatkowo często wywieramy na sobie presję – to jest chore. Trzeba się zatrzymać, trzeba się przyjrzeć sobie, dzieci też tego potrzebują. Kiedyś miałem z tym problem, ale w końcu pomyślałem, że dzieci mają jeszcze dużo czasu przed sobą i że ze wszystkim zdążą. Nie trzeba im tego czasu przyspieszać, one czasami chcą pobyć z nami, bez robienia czegoś na siłę.

Anna: Dla niektórych to jest bardzo trudne zadanie, by zatrzymać się, skupić na sobie uwagę, sprawdzić, jak się czuje twoje ciało, jakie są twoje myśli, czego się obawiasz, czego potrzebujesz. Bywa, że w odpowiedzi na taką sytuację człowiek nie wie, co robić, i pyta: co teraz? Co dalej?

Odeta: Ale każdy odpoczywa w inny sposób. Są tacy, którzy lubią odpoczywać aktywnie, ja na przykład tak właśnie lubię.

Marta: Dzisiaj wszystko musi sprzyjać rozwojowi – być kreatywne, edukacyjne. Nie wypada i nie można się nudzić. Wy nudzicie się czasami? A Wasze dzieci? Podobno mózg dziecka, które się nudzi, pracuje więcej i lepiej niż w trakcie niejednej zabawy.

Odeta: Kiedyś prawdziwa kreatywność to była na podwórku. Niczego nie było tylko trzepak, gra w kapsle, zabawa patykami.

Anna: Dziś jesteśmy nastawieni na rozwój intelektualny i fizyczny, a w tyle zostają emocje, z którymi dzieci sobie nie radzą. I potem mamy bardzo mądrych i wysportowanych ludzi, ale nieudolnych życiowo i niedojrzałych emocjonalnie.

Odeta: No tak, ale za moment mamy dwa miesiące wakacji i każdy rodzic musi zastanawiać się ze sporym wyprzedzeniem, co z dzieckiem w tym czasie zrobić. Co mają zrobić ci, którzy chodzą do pracy codziennie, i nie mogą tak jak my dowolnie układać sobie grafiku, nie mają niani, dziadków… Jak w takim momencie być kreatywnym? Nie chcesz przecież, żeby dzieciaki siedziały w domu same całe wakacje.

Marta: W wakacje rodzice prześcigają się w pomysłach, na jaki obóz wysłać swoje dziecko, żeby nie siedziało w domu.

Anna: A odwróćcie sytuację. Wyobraźcie sobie, że ktoś Wam daje dwa miesiące wolnego i planuje każdy dzień. Po dwóch tygodniach będziecie marzyć, żeby wrócić do pracy!

Marta: A co z aktywnością w domu? Pomaganie, sprzątanie itd. Uczycie tego dzieci, czy może już nauczyliście? Ja zaczęłam rok temu angażować moje dzieci do prac domowych. Helenka i Franio oczywiście czasami się buntują, mówią, że to „nuda”, ale na szczęście coraz rzadziej…

Anna: Wiesz, ile Ty dobrego dla nich robisz?

Marta: Będąc dzieckiem, miałam dużo domowych obowiązków. Moje siostry również i uważam, że to jest moralny obowiązek wszystkich domowników i dzieci trzeba tego nauczyć i im to uświadomić. Dla mnie to też był krok milowy w myśleniu o dzieciach – czas skończyć z obsługiwaniem, należy też czegoś od nich wymagać.

Olivier: Uczysz je w ten sposób odpowiedzialności.
Marta: Chociaż moje dzieci marudzą, protestują i mówią, że to nuda. Odeta: Ale ten trud się opłaci, bo jak Sonia idzie do kogoś w odwiedziny, to okazuje się, że jest idealnym dzieckiem, pomocnym. Potrafi wszystko zrobić i chętnie to robi. W domu to nie wygląda tak idealnie.

Olivier: Obowiązki dziecka to jest podstawa, szczególnie przy większej liczbie dzieci. Rewolucję trzeba zacząć od siebie. Zauważyłem, że nasz najstarszy syn Fryderyk, nawet jeśli butelka z wodą stoi trzy metry od niego, to zawsze prosi, byśmy mu ją podali (śmiech). Ja odprężam się, budując ogródek na balkonie i ostatnio zabrałem ze sobą synów. Kupiliśmy wspólnie rośliny, a potem oni pomagali mi wózkiem to wszystko przywieźć do mieszkania.

Odeta: Wychowasz synów tak, że będą umieli wymienić żarówkę?

Olivier: Będą umieli wszystko.

Anna: Bardzo ważne jest uczenie dziecka samodzielności. To nie jest też łatwe, bo najpierw trzeba pozwolić dziecku na eksperymenty i na niedoskonałość. Musi się ubrudzić, coś zepsuć. Podczas nauki zdarzają się straty, ale warto to zrobić, bo to doświadczanie samodzielności kształtuje wiele życiowych umiejętności i daje młodemu człowiekowi poczucie mocy.

Kikimora

Anna Kędzierska, psycholog i trenerka biznesu, mama 17-letniego Janka oraz 2,5-letniej Mai, zdjęcie: Anna Grzlewska

Olivier: I pewnie okazuje się jeszcze, że sprawia mu to przyjemność…

Marta: A umiecie nic nie robić? Tak naprawdę NIC i czuć się z tym dobrze?

Anna: Umiem i wiem, że robię to dla swojego komfortu, dla zdrowia. To jest dbanie o mój warsztat. Gdybym tego nie robiła, nie byłabym w stanie pracować z ludźmi i dawać im swojej 100% uwagi. Przychodzi po prostu taki moment, że potrzebuję skoncentrować się na sobie, oczyścić głowę i emocje, robię to na bieżąco. Jest mi to niezbędne do tego, by móc dobrze pracować z ludźmi. Są takie momenty, kiedy mam tak dużo pracy, zwłaszcza szkoleniowej, że mam wrażenie, że znam już wszystkich, których mijam na ulicy, bo ludzie są do siebie podobni, twarze mi się nakładają. Wtedy wiem, że to sygnał, by się zatrzymać i zacząć lenić. Zresztą każdego dnia organizuję sobie taki czas, żeby nic nie robić. Znowu, korek uliczny jest idealnym czasem…

Marta: To znaczy, że jesteś jedyna osobą, która się nie denerwuje stojąc w korkach?

Anna: Nauczyłam się tego, gdy nabiłam sobie guza, pukając się w czoło, pokazując innemu kierowcy moją dezaprobatę… I gdy zobaczyłam tego guza, pomyślałam, że szkoda tracić energię na rzeczy, na które nie mamy wpływu. Bez względu na moje pukanie się w czoło korek jedzie swoim tempem! (śmiech)

Marta: Olivier, a Ty umiesz nic nie robić?

Olivier: Dopiero się tego uczę. Ostatnio jestem coraz więcej w domu i najprostsze czynności, takie jak: sprzątanie, sadzenie kwiatów na tarasie, słuchanie muzyki, sprawiają mi ogromną przyjemność. Krzątam się po domu, po prostu siedzę i nic nie robię…

Marta: A kto organizuje w Waszej rodzinie aktywności wyjazdowe?

Olivier: Wybranie się gdzieś z trójką dzieci to jest hardcore. Najczęściej oznacza to wyjazd na dwa samochody i tyle pakowania, że szkoda zachodu. Tak długo, aż najmłodszy syn nie stanie się bardziej samodzielny, nasze wyjazdy są dosyć ograniczone. Dlatego częściej niż raz na kwartał nie ruszamy się całą rodziną. Od dawna moim marzeniem są wakacje w Tajlandii. Chciałbym zabrać tam całą rodzinę i po prostu z nimi być, ale to daleka i skomplikowana podróż. Teraz wynajęliśmy na miesiąc dom nad morzem, więc marzę, żeby spędzić ten czas z rodziną. Mamy dużo pomocy wokół, dlatego czasem zostawiamy najmniejszego synka z babciami, żeby móc zrobić coś konkretnego ze starszymi, z którymi jest już wyraźny kontakt. Mały pewnie cierpi z tego tytułu, choć głęboko liczę, że jeszcze tego nie dostrzega.

Odeta: Ja od pewnego czasu mam tak, że dręczą mnie pewnego rodzaju wyrzuty sumienia. Że życie bardzo szybko ucieka, a dzieci rosną i że umykają mi te wspólne chwile. Mam w sobie jakieś poczucie żalu, że jako matce coś mi ucieka. Sonia staje się coraz bardziej samodzielna, coraz bardziej dorosła i za moment już nie będzie mnie potrzebować. Jak dzieci są małe i jest z nimi dużo pracy i zamieszania, to tego nie doceniamy. Teraz chcę każdą chwilę zatrzymać, rozsmakować się, bo wiem, że zaraz moje dziecko nie będzie już dzieckiem, które siedzi mi na kolanach i się przytula. Małe rzeczy sprawiają wielką przyjemność, a kiedyś były zwykłą codziennością i obowiązkiem.

Olivier: Rodzicielstwo jest tak samo piękne, jak trudne. Nie ma nic bardziej pięknego niż rodzicielstwo i nic bardziej przerąbanego. Trzeba nauczyć się z tym żyć i trochę wyluzować. Wsłuchać się w siebie, swoją intuicję, przeanalizować swoje osiągnięcia i porażki i zrozumieć, że nasze dzieci chcą też doświadczyć różnych rzeczy, a my jedyne, co możemy zrobić, to im w tym nie przeszkadzać.

Marta: Z tego, co mówicie, wynika, że cała aktywność, jaką oferuje nam życie, nie jest nam tak do końca potrzebna. Zatem życzę nam wszystkim więcej spokoju ducha.

Kikimora

Marta Kuligowska, dziennikarka TVN24 i TVN METEO ACTIVE, mama 7-letnich bliźniąt Heleny i Franciszka, zdjęcie: Anna Grzelewska