Nie taki zwykły dres

Kikimora

Założyli markę, bo chcieli stworzyć coś nowego. Nową jakość. Zwłaszcza dla tych, którzy są wolni duchem. I którzy nie mają żadnych uprzedzeń. I jeszcze, którzy lubią się bawić. Dla odbiorców idealnych słowami dwoma. Helene i Jakob ze Sztokholmu. Shampoodle.

Rozmawiała MARTA DUDZIAK

Kikimora

Mogliśmy być gwiazdami rocka i pisać teksty piosenek, które trafiałyby w gusta milionów ludzi. Mieć fanatycznych fanów. Albo stworzyć najlepszy ekspres do kawy, jaki kiedykolwiek powstał. Tymczasem wracaliśmy właśnie do Sztokholmu. Wcześniej mieszkaliśmy i pracowaliśmy za granicą. Nasze pierwsze dziecko niedługo miało przyjść na świat. Żadne z nas nie umiało grać na jakimkolwiek instrumencie (epizod w życiorysie Helen, która jako nastolatka była bębniarką w undergroundowym girlsbandzie, 17 lat później nie miał większego znaczenia), ale chcieliśmy stworzyć coś nowego, innego, razem. Zacząć z Shampoodle. To był 2006 rok”…

Zawsze kiedy w XXI-wiecznej skarbnicy wiedzy – internecie – „odkrywam” projektanta czy markę odzieżową, albo ktoś „odkrywa” i owym odkryciem dzieli się ze mną (w tym wypadku opcja numer 2. Odkrywcą jest redaktor prowadząca magazyn), proces poznawczy zaczynam od zakładki „o mnie / o nas”. Czasem wystarczy mi pierwszych parę zdań, czasem akapit. Rzadko jest na tyle ciekawie, żeby przebrnąć przez całość i mieć poczucie „chcę więcej”. Bo żeby tak było, trzeba umieć stworzyć miniopowieść. Zaprosić tego, kto przypadkowo czy nieprzypadkowo pojawia się w tym naszym świecie do zostania w nim na dłużej. Tak było z tą skandynawską marką. Z ich rzeczywistości niespieszno było mi zmykać. Ba, wolałam, popijając kawę z mlekiem, oglądać shampoodlowe kolekcje o wdzięcznych nazwach „Wonderland”, „Liberty”, „I want a poodle”, „No dogs allowed” czy „Naive”. A potem chciałam poznać jej twórców. Poznać i porozmawiać. O tym, jak to wszystko się zaczęło, jaka była koncepcja, jaki był pomysł na realizowanie misji jako marka z odpowiedzialną modą i jaki był plan awaryjny. Znaczy, co by było, gdyby jednak nie wyszło.

Kikimora

Szczerze? Rozmowa z Helene Stevenberg i Jakobem Wästbergiem była jedną z najciekawszych, jakie miałam przyjemność odbyć w ostatnim czasie. Zachwyciła mnie świadomość twórców Shampoodle tego, co jest ważne. Że dziś już nie tylko chodzi o efektowne fatałaszki, ale też o to, by szła za tym dbałość o środowisko, troska o innych. Urzekła mnie ich pasja do tworzenia. Tłumaczenie, że trzeba lubić to, co się robi, że trzeba się tym bawić, bo w przeciwnym razie opisany powyżej idealny odbiorca na widok kolekcji pokręci nosem. Spodobała mi się odwaga. Że po prostu zapadła decyzja o stworzeniu marki i za myślą poszedł czyn. Wreszcie, osobiście lubię artystów, którzy za swoimi projektami się nie chowają, a otwarcie mówią, że są fajne i unikatowe, i że ten biznes to była dobra decyzja. Więc tak, poznajcie ten biznesowo-życiowy team.

Kikimora

Shampoodle to „wynik swędzących wręcz bodźców, by stworzyć coś, co będzie miało wpływ na czyjeś życie”. Właśnie w taki sposób mówicie o swojej marce. Skąd opis?

A znasz coś fajniejszego, lepszego i dającego więcej satysfakcji niż tworzenie czegoś, co sprawi, że ktoś poczuje się bardziej szczęśliwy? Słowem niż uszczęśliwienie kogoś? Pękamy z dumy na samą myśl o tych wszystkich mailach i zdjęciach, które od wielu lat otrzymujemy od fanów Shampoodle. Oni piszą nam, jak to za żadne skarby ich dzieciaki nie chcą zdejmować ciuchów z naszą metką. Przy okazji ich ulubionych.

Skąd pomysł na markę?

Zaczęło się od tego, że zdaliśmy sobie sprawę, iż oferta ubrań dla dzieci dostępna na rynku nie jest jakoś nadmiernie interesująca i inspirująca. Najpierw doszliśmy do wniosku, że sami moglibyśmy stworzyć lepszą. A potem wspólnie jakoś tak stwierdziliśmy, że właściwie, to czemu nie spróbować?

Pamiętacie, jak to się stało, że Wasze kreatywne umysły się spotkały?

Tak, pewnie. Zaczęliśmy się przyjaźnić na początku lat 90. Sporo wówczas imprezowaliśmy. To były czasy, kiedy Sztokholm był na etapie transformacji. Na naszych oczach stawał się wspaniałą klubową sceną. Potem spotkaliśmy się jakieś 10 lat później. Zaczęliśmy wspólne projekty. To było niesamowite, bo jedna rzecz prowadziła do następnej. Stawaliśmy się coraz bardziej kreatywni. W międzyczasie na świecie pojawiła się dwójka naszych dzieci – cały czas uważamy, że bezapelacyjnie najlepsza część naszej twórczości. No i fantastycznie rozwinęło się Shampoodle.

Kikimora

Co robiliście, zanim stworzyliście markę?

Jakob jako ten, który ma całe mnóstwo talentów, miał całe mnóstwo zajęć. Zaczynał jako fotograf. Ma w swoim portfolio zdjęcia m.in dla takich magazynów jak rosyjski „Vogue” czy „World of Interiors”. Potem w Londynie robił aplikacje gier na telefony, na Majorce i w Danii pracował w agencji reklamowej. Ja studiowałam reklamę w Beckmans School of Design. Potem pracowałam w wyuczonym zawodzie i miałam też własne studio, więc ciągnęłam dwa etaty. Aż do momentu, gdy się spotkaliśmy.

Sztokholm… jakie to środowisko, jakie to otoczenie dla odzieżowej marki dla dzieci? Jaki to sposób patrzenia na modę?

Szwecja to niewielkie państwo, w związku z tym zawsze zwracało się tutaj uwagę na to, co dzieje się poza jej granicami. Bacznie się obserwowało. My Szwedzi sporo podróżujemy. Mamy świadomość, że urodziliśmy się i wychowaliśmy w niezwykle spokojnym otoczeniu, w kraju, w którym poziom życia jest bardzo wysoki. Nie traktujemy tego bynajmniej jako coś, co nam się należy, coś, co jest pewnikiem, i co raz dane będzie z nami na zawsze. Tutaj każdy ciężko pracuje na swój sukces i ta praca przynosi rezultaty, zwłaszcza kiedy spojrzymy wstecz na ostatnie 15 lat i na te wszystkie wspaniałe firmy, które pojawiły się na naszej mapie mody. Bez wątpienia to zmotywowało takie marki jak nasza. Uwierzyliśmy, że możliwe jest zaistnieć w tym biznesie.

Jeden ze swoich projektów, mowa o dresie dla maluchów, nazywacie „pierwszym kiedykolwiek zrobionym”. Jak to pierwszym?

Zwyczajnie. Kiedy go projektowaliśmy, kluczowe dla nas było to, żeby nasz dres miał bardziej współczesny charakter niż te, które w owym czasie były dostępne na rynku. Miał być superfunkcjonalny, praktyczny i komfortowy. Miał też doskonale się prezentować. Dres był pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy. Wyglądał świetnie, był niesamowicie wygodny i można było go nosić na wiele sposobów. Miał extra długie szwy na rękawach i nogawkach. Właściwie to była taka ulepszona wersja dresu.

Kikimora

Dres jest Waszym znakiem rozpoznawczym? Czy gdybyście jednak mieli wybierać, wskazalibyście coś innego?

Naszym bazowym produktem rzeczywiście jest dres. Wiesz, w przeciwieństwie do wielu marek, my w Shampoodle mamy w zwyczaju zmieniać nasze modele ubrań dość znacznie w każdym nowym sezonie, choć może nie aż tak bardzo w przypadku wspomnianego dresu i kolekcji dżinsowej. One w gruncie rzeczy ulegają mniejszym metamorfozom. Gdybyśmy mieli wskazać znak firmowy, to, co dla naszej marki jest najważniejsze, bez wątpienia byłaby to ultrawygoda, wartość, na którą stawiamy od samego początku. Ważne jest też dla nas nowatorskie podejście do projektowania. Wydaje nam się, że zawsze staramy się tworzyć nasze ubrania w najbardziej współczesnym, dzisiejszym duchu, jak to tylko możliwe. Tak, aby równie dobrze nadawały się na ulicę, na party, jak i w drogę.

Czym jest dla Was odpowiedzialna moda?

Przede wszystkim chcemy zaznaczyć, że dla nas jest jedną z kluczowych wartości. Chodzi o to, żeby zawsze mieć na uwadze kwestię środowiskową i społeczną. Żeby to one determinowały wszystkie podejmowane decyzje, duże i małe. W czasie całego procesu, począwszy od wyboru właściwej fabryki, poprzez środowiskowy cykl życia tkaniny i projektu, wreszcie po – zdawałoby się – mało istotną kwestię żarówek, jakimi oświetlić biuro. Czasem rzeczywiście jest tak, że na wszystko nie można mieć wpływu, ale ważne jest, aby myśleć o tym, mieć świadomość, tak aby następnym razem dokonywać lepszych wyborów, podejmować bardziej trafne decyzje. Przy tym wszystkim mieć skromność i pokorę w procesie, którego uczymy się przez całe życie.

Skąd takie podejście?

To byłoby nieodpowiedzialne, nie dbać o planetę. Nie mieć na uwadze wspomnianej kwestii, nie uważasz? Zależy nam na tym, aby mieć długotrwałe relacje z naszymi partnerami, tak samo z tymi, u których nabywamy tkaniny, jak i z naszymi klientami. Samopoczucie tych drugich jest dla nas ważne. To dla nas jedyny właściwy sposób myślenia i działania. Jedyne rozwiązanie.

Co jest ważne w projektowaniu dla dzieci?

Dwie rzeczy. Baw się i bądź prawdziwy w swoich pomysłach. Bo jeśli ty sam nie będziesz dobrze się bawił tym, co robisz, i lubił tego, co robisz, kto to polubi?

A idealny klient Shampoodle, jaki jest?

To taki wolny duch. Nie ma żadnych uprzedzeń. Lubi się dobrze bawić.

Co gdyby nie moda?

Może zostalibyśmy farmerami przy naszym „nowym” wynajętym wiejskim domku, który tak naprawdę jest starą żołnierską chatą z 1720 roku. Prawdopodobnie mielibyśmy najmniejsze poletko na ziemi, na tyle duże jednak, by może zaplanować tam ogród.

Na koniec, chciałabym zadać Wam pierwsze pytanie z kwestionariusza Prousta. Wybaczcie, ale jestem na etapie zachwycania się książką (Vanity Fair’s Proust Questionnaire)… Więc czym jest dla Was idealne szczęście?

Dla nas szczęście to odkrywanie rytmu życia. Takiego, który daje przestrzeń do tego, żeby zatrzymać się w każdym momencie. I takiego, który sprawia, że chcemy iść do przodu.