Wybór należy do Ciebie

Kikimora

Z energiczną kobietą sukcesu i prezenterką telewizyjną, rozmawiamy o godzeniu życia zawodowego z wychowaniem dwóch synów, Stasia i Tadzia. Poznajcie spontaniczną i konsekwentną stronę Małgorzaty Rozenek.

wywiad WIKTOR KRAJEWSKI

zdjęcia PAWEŁ STARZEC

Dzieci są dla Ciebie wszystkim?

Oczywiście, nie wyobrażam sobie mojego życia bez Stasia i Tadzia. Są oni nie jedyną, ale zdecydowanie najważniejszą częścią mojego życia. Moi synowie dają mi ogromną siłę i jeszcze więcej miłości, która potrzebna jest każdemu z nas. Wiesz, to jest właśnie niesamowite w byciu rodzicem, że kochasz swoje dzieci, a one kochają ciebie bezwarunkowo.

Każdy z nas ma w sobie gen rodzicielski?

Generalizowanie, że każda kobieta czy każdy mężczyzna jest stworzony do tego, żeby stać się rodzicem, byłoby z mojej strony niczym innym, tylko czystą hipokryzją. Są kobiety, które od zawsze czuły, że są stworzone do bycia matkami, ale znam też takie, które nie czują rodzicielskiego instynktu. Ja to doskonale rozumiem. Ile ludzi, tyle różnych potrzeb.

Rozumiesz to?

Rozumiem, bo każdy z nas jest inny i ma prawo wyboru, czy chce mieć dzieci, czy też nie. Nie każdy potrafi żyć z odpowiedzialnością, którą bierze się na swoje barki wraz z decyzją o byciu mamą czy tatą. A ta odpowiedzialność jest tak duża, że nie sposób porównać jej z niczym innym. Trudna sytuacja jest wtedy, gdy ktoś zakładał, że nie chce mieć dzieci, a staje się rodzicem. Chociaż sama mam kilka znajomych, które zawsze się zarzekały, że pieluchy, zabawki, odprowadzanie do szkoły jest poza ich możliwościami, a gdy przyszło im zmierzyć się z rolą matki, doskonale odnajdowały się w tej sytuacji. Mało tego! Dzieci wywracały ich życie do góry nogami, a one same traciły dla nich głowę i nagle kupienie sobie nowej pary szpilek czy wakacje w Peru nie były już ich życiowym priorytetem.

Twoje życie też wywróciło się do góry nogami, gdy Staś przyszedł na świat?

Pamiętam chwilę, gdy przyszłam z moim Stasiem ze szpitala do domu. Usiadłam na fotelu, a w ramionach trzymałam mojego małego syna. „Teraz już nic nie będzie takie samo”, uśmiechnęłam się do siebie. Bo bycie matką to nic innego jak przewartościowanie swojego życia, czasem godzenie się na niedogodności czy rezygnacja z szaleństw w pewnym stopniu. Bo gdy Staś czy Tadzio mieli kilka miesięcy, nie mogłam – ot, tak!– razem z przyjaciółkami wyjechać na spontaniczny babski wyjazd na drugi koniec świata. Sumienie by mnie zagryzło, gdybym siedziała w restauracji, wiedząc, że mój syn może za mną tęsknić. Tak jest w sumie do dziś, że nie wyobrażam sobie, by przeżywać miłe chwile takie jak pyszny posiłek, weekendowy wyjazd czy zwiedzanie muzeum bez chłopców.

A dziś Cię nie gryzie, gdy spędzasz długie godziny z dala od domu na planie zdjęciowym?

To jest dość skomplikowane. Bo gdy jestem na planie, pojawia się u mnie myśl, że może więcej czasu powinnam spędzać z chłopakami, że nie poświęcam im wystarczającej ilości uwagi, że może właśnie przegapiłam w życiu Tadzia ważny gol na treningu piłki nożnej, czy nie zobaczyłam, jak Staś odbiera nagrodę za pracę plastyczną, którą narysował na lekcji rysunku. Ale z drugiej strony, gdy mam dłuższą przerwę między jednym programem a drugim, zastanawiam się nad tym, że coś mi umyka, że nie wykorzystuję momentu, w którym mogłabym napisać scenariusz nowego autorskiego programu czy napisać konspekt kolejnego poradnika dla kobiet. Takie wątpliwości są normalne, jeśli jesteś matką. Zawsze masz wrażenie, że mogłabyś zrobić więcej, lepiej, szybciej zarówno dla siebie, jak i dzieci. No, ale dzień ma tylko 24 godziny, w których musi się zmieścić czas na wszystko. Tak sobie właśnie pomyślałam, że razem z rodzicielstwem zawsze w parze idą wątpliwości.

Nie ma recepty na to, jak być idealną matką?

Prawda jest taka, że możesz przeczytać całą stertę podręczników, odbyć długie godziny rozmów z pedagogami, obejrzeć wiele programów z psychologami czy rozmawiać godzinami z bardziej doświadczonymi matkami. Wydaje ci się wówczas, że całą wiedzę, jak być matką, masz w małym palcu. Aż tu nagle taki mały człowiek zachowuje się w sposób, na który nie byłaś przygotowana, i całkowicie zbija cię z pantałyku.

Co wtedy należy zrobić? Szybko zadzwonić do koleżanki?

(śmiech) Pozostaje ci twoja intuicja i dotychczasowe doświadczenia. One jednak potrafią być zawodne. Ja jestem mamą i popełniam błędy tak jak każda z nas. Ale na tych błędach uczymy się przecież wszystkiego.

Jak wychowujesz swoje dzieci?

Nie jestem matką, która przyklaskuje metodzie bezstresowego wychowania, bo zazwyczaj dzieci, których rodzice hołubili tej metodzie, mieli trudniej w konfrontacji z rzeczywistością w dorosłym życiu. Cały czas na swojej drodze poruszamy się między ramami narzuconymi nam przez społeczeństwo. Z chwilą, gdy Tadzio lub Stasio nabroją, ponoszą tego konsekwencje. To samo dzieje się, gdy zachowują się grzecznie czy zrobią coś wyjątkowego. Pochwała z ust mamy jest dla nich jedną z najlepszych nagród. Nie wolno zapominać jednak o tym, że nieważne, czy się wali, czy pali, czy też świeci piękne promienne słońce, dziecko musi wiedzieć, że rodzic zawsze jest przy nim i go kocha. Ja staram się mówić to moim chłopakom dość często. Oni również nauczeni są mówić o swoich uczuciach. Słowa: „kocham cię, mamo”, które padają z ich ust, są dla mnie najlepszą nagrodą.

Staś i Tadzio wiedzą, że ich mama, która robi im śniadanie, gani za złe oceny i tuli wieczorem do snu, to jedna z najpopularniejszych prezenterek w Polsce?

Staś ma dziesięć lat, a Tadzio sześć. Mają świadomość, że ich mama pracuje w telewizji, a przez to ludzie na ulicy mnie rozpoznają. Pamiętam moment, gdy po raz pierwszy Staś zobaczył mnie w telewizji. Był to spot reklamujący „Perfekcyjną Panią Domu”. Siedziałam na kanapie razem z naszym psem chihuahuą. Staś rozemocjonowany wstał od telewizora, wpadł do kuchni i z przejęciem powiedział: „Mamo, w telewizji pani podobna do ciebie głaszcze naszego Edmunda”. (śmiech) Śmieszną sytuację miałam również w supermarkecie. Chłopcy stali ze mną w kolejce do kasy, przy której stał regał z gazetami. Na jednej z okładek było moje zdjęcie. Tadzio nie potrafił jeszcze czytać, więc poprosił starszego brata o pomoc w rozszyfrowaniu nagłówka magazynu. „Tylko nam Małgorzata Rozenek zdradza…”, czytał Staś. Tadzio od razu spojrzał na mnie i zapytał: „Czy to ty coś zdradzasz tej gazecie?”. Odpowiedziałam mu twierdząco. Spojrzał zdziwiony i zadał drugie pytanie: „Ale po co?”. (śmiech)

Dajesz swoim dzieciom wszystko, czego ich dusza zapragnie?

Pytasz o rzeczy materialne?

Dokładnie. Nie ukrywajmy, że pracujesz w telewizji, bierzesz udział w kampaniach reklamowych, więc możesz pozwolić sobie przecież na to, żeby Twoje dzieci miały wszystko, co im wpadnie do głowy.

Tyle, że ja mam w głowie tę świadomość, że za chwilę może być zupełnie inaczej, więc nie chcę, żeby przyzwyczajali się do myśli, że do sklepu można wejść z ulicy i kupić wszystko, na co masz w danej chwili ochotę lub wpadnie ci w oko. Umówiłam się z synami, że będą dostawali co tydzień małą kwotę. Wybór należy do nich, czy wydadzą ją na głupoty, czy zaoszczędzą i kupią sobie wymarzone klocki czy inne zabawki. Oczywiście, na bieżąco kontroluję, na co idzie ich „pensja”, ale chcę, żeby mieli poczucie, że pieniądze nie spadają z nieba, że na wszystko trzeba zapracować. Gdy nabroją, tygodniówka jest zawieszona.

Kikimora

Ostra z Pani zawodniczka, Pani Rozenek!

To nie chodzi o bycie przesadnie ostrą, ale o bycie konsekwentną i przestrzegającą ustalonych zasad. Tego nauczył mnie mój tata, że wszystkie nasze działania mają swój ciąg dalszy. Tata nauczył mnie jeszcze jednego.

Mianowicie?

Żeby nie bać się podejmować prób, nawet jeżeli z góry ma się poczucie, że nie mają one większej szansy na sukces. Mój tata zawsze mówił: „Spróbuj. Najwyżej ci nie wyjdzie, ale nie będziesz mieć do siebie pretensji, że nie próbowałaś”. Miał rację, bo dziś nie boję się podejmować działań, które wcale nie muszą zakończyć się sukcesem. W sumie często w mojej głowie pojawia się wątpliwość: „A jak nie wyjdzie…?”. Na szczęście natychmiast pojawia się inna myśl: „Trudno, to nie wyjdzie. Próbuję!”. Możliwe, a nawet jest to bardzo prawdopodobne, że dziś miałabym do siebie wiele pretensji, że dawniej nie podejmowałam ryzyka. A ja podejmowałam je w każdym aspekcie życia. Skutki były różne, ale dziś mogę śmiało powiedzieć: „Nie bałam się, wyszło” albo „Nie bałam się. Nie wyszło, ale następnym razem dam z siebie jeszcze więcej”. Widzę po moich synach, że nie boją się podejmować działań, do których nie do końca są przekonani. Podziwiam ich odwagę. Ale też czuję się dumna z tego, że wychowałam małych mężczyzn gotowych na wyzwania.

Czego ich jeszcze uczysz?

Że kobieta potrzebuje czasu, który w stu procentach wykorzysta wyłącznie dla siebie. Ja takie chwile nazywam pozytywnym egoizmem. Staś i Tadzio są nauczeni, że każdego wieczora mam 20 minut wyłącznie dla siebie. Idę wówczas z książką do wanny i mam chwilę, żeby pozbierać myśli, zastanowić się nad tym, co wydarzyło się w trakcie dnia, dokończyć lekturę, która mnie zaciekawiła. To bardzo mnie ładuje, a poza tym kiedyś w przyszłości Staś i Tadzio będą mieć swoje rodziny, więc chcę ich nauczyć tego, że kobieta musi mieć czas tylko dla siebie.

Dlaczego w trakcie zdjęć do programu Projekt Lady” zadzwoniłaś do rodziców, żeby podziękować im za wszystko, co dla Ciebie zrobili?

Gdy pracowałam na planie w pałacu w Radziejowicach i słuchałam uczestniczek programu, zdałam sobie sprawę, że dostałam od swoich rodziców coś, co jak widać nie każdy ma szansę otrzymać. Chodzi o wsparcie w każdej, nawet najbardziej patowej sytuacji oraz fakt, że zawsze byli przy mnie. Nawet jeżeli decyzje, które podejmowałam, były w opozycji do ich zdania. Dziewczyny, które chciały przejść życiową przemianę i z krzykliwych imprezowiczek starały się przejść metamorfozę i stać się damami, wielokrotnie podkreślały, że ich rodzice albo kpiąco podchodzili do ich marzeń, albo w ogóle nie interesowali się nimi. U mnie było kompletnie inaczej. Moja mama i tata dawali mi ciepło, wsparcie na każdym kroku, mówili, jak ważna dla nich jestem. Budowali mnie i afirmowali moje działania. Dawniej wydawało mi się to niczym nadzwyczajnym, ale gdy zobaczyłam dziewczyny, które dałyby się pokroić za atencję swoich rodziców, zrozumiałam, że miałam wyjątkowe szczęście. Stąd też ten telefon. Ze Stasiem i Tadziem mamy zwyczaj, że dużo rozmawiamy, gdy oni są już w łóżkach. Chłopcy mają wspólny pokój dlatego, że tego chcą. Mam nadzieję, że tak jak dzisiaj są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, tak samo będzie, gdy każdy z nich pójdzie w swoją stronę. Bo przyjaźń jest w życiu bardzo ważna. Po miłości chyba najważniejsza.