Nie całkiem na serio. Leutton Postle

Kikimora

Kto nie założyłby ubrań dwóch Brytyjek, Sam Leutton i Jenny Postle? Got, mówi pierwsza. Ktoś, kto traktuje siebie zbyt poważnie, dodaje druga. No i definicja gotowa. Oto duet, który nas zachwycił.

Tekst MARTA DUDZIAK

Kikimora

Najpierw ubrania z metką Leutton Postle zobaczyliśmy na Susie Bubble. Jedna z najsłynniejszych blogerek świata, słynąca z gustu wyjątkowego i unikatowego, miała na sobie wielokolorowy sweter w przedziwne wzory, z dosyć sporych rozmiarów kołnierzykiem przywodzącym na myśl szalone lata 70. Wiele nie potrzebowaliśmy, aby oczami wyobraźni przenieść się do dekady obcisłych koszul, dzwonów i butów na koturnie. Jakiś czas temu Sam Leutton i Jenny Postle, stojące za marką, mieliśmy okazję poznać osobiście podczas tegorocznego London Fashion Week.

Historia oryginalnego duetu, który za specjalizację obrał sobie ubrania z wełny, zaczęła się w 2005 roku. To wtedy, na słynnej brytyjskiej uczelni Central Saint Martins, dziewczyny się poznały. Po jej ukończeniu Sam wybrała się do Szanghaju, gdzie miała okazję poszerzać swoją wiedzę na temat dzianin. Potem wróciła do Londynu i została niezależną projektantką mody. Dyplomowa kolekcja Jenny z kolei została zakupiona przez butik Browns Focus. Zdobyła też uznanie międzynarodowej prasy. W 2011 roku dziewczyny (pierwsza ze Stockport, druga z Wolverhampton) połączyły siły. Założyły wspólny projekt. Nazwały go swoimi nazwiskami. Po prostu. Leutton Postle.

Kikimora

Znaki charakterystyczne marki? Jest ich dość sporo. Ubrania Brytyjek trudno pomylić z jakimikolwiek innymi. Rzucają się w oczy, niełatwo je przeoczyć, są kolorowe (mieszają się tu najróżniejsze kolory, zdawałoby się w ogóle do siebie niepasujące, a jednak – jak się okazuje – pasujące), wzorzyste, mają bajeczne nadruki. Są intrygujące i czasem dziwne. Szalenie odważne. W dodatku mają poczucie humoru. No i za nic mają trendy. „Reprezentują studium miłości i kreatywną wizję, co można zobaczyć w nadzwyczajnej trosce o detale, w każdym pojedynczym ubraniu”, mówią projektantki.

W strefie showroomowej London Fashion Week było głośno i tłoczno. W centrum jednej z największych sal muzykę puszczał didżej. Dookoła projektanci prezentowali swoje najnowsze kolekcje. Opowiadali o nich z ekscytacją. Sam Leutton stała i z uśmiechem na twarzy odpowiadała na pytania. Jenny Postle siedziała na krześle obok Louise, zajmującej się piarem marki.

Kikimora

Jak to było, zanim się poznałyście?

Jenny: Ja właściwie akurat przeprowadziłam się do Londynu. To był mój początek w mieście. Chwilę później poznałam Sam.

Sam: Obie od zawsze byłyśmy indywidualistkami. Wciąż jesteśmy. Poznałyśmy się na uczelni. To było osiem lat temu. Zaprzyjaźniłyśmy się. Przyjaciółkami jesteśmy zresztą po dziś dzień. W dodatku razem pracujemy. To nie była jakaś kosmiczna eksplozja, podczas której spotkały się dwa podobnie myślące umysły. Nic w tym stylu. Wyszło tak po prostu.

Tak po prostu?

Jenny: Obie byłyśmy nowe w mieście. Obydwie w tej samej klasie, w której zresztą byłyśmy jedynymi osobami z Wielkiej Brytanii.

Skąd wzięło się Wasze zainteresowanie wełną? Dlaczego akurat ona?

Sam: Ja od samego początku lubiłam tę świadomość, że tworzę tkaninę. W naszej marce wszystkie tkaniny są robione przez nas. One są indywidualne dla Leutton Postle. Lubię mieć to poczucie, że to my jesteśmy ich autorkami.

Jenny: Dla mnie to także zdecydowanie powód numer 1.

Co znaczą dla Was trendy?

Sam: Mamy świadomość, że one wiele znaczą w naszej branży. Ale dla naszej marki niewiele. Nie ograniczamy się do nich. Myślę, że to ważne wiedzieć, co się dzieje obecnie w modzie, co się działo wcześniej. To właśnie z tego miejsca można kreować coś nowego.

A co jest dla Was ważne? Co się liczy w procesie tworzenia ubrań?

Sam: Liczy się przede wszystkim to, żeby znajdować czas na poszukiwania (research) i szkicowanie projektów. Jako że stajemy się coraz bardziej i bardziej zapracowane, a także zaangażowane we wszelkie aspekty prowadzenia małego biznesu, ten czas staje się dla nas coraz większym luksusem.

Jenny: Dla mnie jest ważne, aby się bawić. Aby to, co robię, sprawiało mi przyjemność.

Jak wygląda Wasza współpraca?

Sam: Masz na myśli to, jak nam się pracuje jako duetowi? Cóż, czasem projektujemy razem, czasem osobno i potem po prostu porównujemy swoje pomysły. Obie mamy to samo wykształcenie w dziedzinie tworzenia ubrań z wełny. Tym samym mamy też podobne umiejętności. Łączy nas też podobna estetyka. No i fakt, że mamy silniejsze i słabsze strony.

Chodzicie na kompromisy czy nie musicie?

Sam: Tak, oczywiście.

Jenny: Kompromisy to część naszego procesu projektowania.

Kim jest Wasza wymarzona klientka? Ktoś konkretny?

Sam: Nie, niezupełnie. Bardziej pewien typ osobowości. Ktoś, kto jest pewny siebie, ma poczucie indywidualnego stylu i komu podobają się nasze projekty. Kto je docenia.

Jenny: Ja na przykład kocham Beyoncé…

A kto nie założyłby Waszych ubrań?

Sam: Przychodzi mi na myśl tylko got.

Jenny: A mnie ktoś, kto traktuje samego siebie zbyt poważnie.

Gdybyście miały złotą rybkę, która mogłaby spełnić Wasze marzenie, jakie ono by było?

Sam: Ja zażyczyłabym sobie, żeby rybka przemieniła się w człowieka i została moim przyjacielem. Taki talent powinien być pielęgnowany!

Jenny: A ja chciałabym wygrać w loterii pieniężnej. Miliony!

 

Kikimora