Marzenia te duże i te maleńkie

Kikimora

ilustracja: Agata Królak

Po pierwsze, mieć dużo chomików, lornetkę i domek malutki i żeby się u mnie na strychu zalęgły choć raz krasnoludki. A ja chciałbym fruwać po niebie, w minutę być na końcu świata, a w domu mieć tylko dla siebie samolot i psa oraz brata”.

tekst AGATA NAPIÓRSKA

ilustracje AGATA KRÓLAK

 

Po pierwsze, mieć dużo chomików, lornetkę i domek malutki i żeby się u mnie na strychu zalęgły choć raz krasnoludki. A ja chciałbym fruwać po niebie, w minutę być na końcu świata, a w domu mieć tylko dla siebie samolot i psa oraz brata” – to fragment piosenki Radiowych Nutek, dobrze znany dzieciom wychowanym w latach 80. Dzisiaj te dzieci mają już swoje dzieci. Czy coś się zmieniło w kwestii marzeń? Postanowiłam zapytać znajomych, o czym marzyli w dzieciństwie i o czym teraz marzą ich dzieci. Co robią, gdy te marzenia są trudne do zrealizowania? Jak odróżnić marzenia od zwykłych zachcianek? I czy spełniać zachcianki, a może lepiej jak najdłużej marzyć?

Moi rówieśnicy w dzieciństwie marzyli o rzeczach niemożliwych: zaczarowanym ołówku, pierścieniu Arabelli, koraliku z „Karolci” czy cudownej walizce Coralgola. Marzenia przecież mogą być nierealne i wcale nie muszą być praktyczne. Dopiero potem, gdy dorastamy, zaczynamy wyznaczać sobie cele. Często wynikają one bezpośrednio z naszych marzeń i mogą być motorem cudownych osiągnięć. Czasami jednak marzenia jedynie odrywają nas od rzeczywistości, znieczulają i pomagają przetrwać trudny czas. Przeglądam strony fundacji spełniających marzenia. Dziś większość dzieci marzy o nowym laptopie czy smartfonie. Chorym dzieciom wręcz niehumanitarnie byłoby odmówić, to przecież często ich ostatnie marzenia. Kiedy jednak spełnienie takiej zachcianki ma na celu zaspokojenie owczego pędu, bo „kolega z klasy dostał takiego laptopa”, może warto spróbować zachęcić do samodzielnego oszczędzania i przekonać, że marzenia realizowane powoli więcej znaczą i przynoszą większą satysfakcję?

Warto wiedzieć, że gdy dziecko mówi, że czegoś chce, to wcale nie znaczy, że chce tego naprawdę. Bywa też duża różnica między tym, co nam wydaje się »wychowawcze«, a tym, co naprawdę dziecko rozwija. Poza tym prezent to nie przedmiot. To jest kawałek naszych uczuć. Dlatego najgorsze, co możemy zrobić, to zabrać dziecko do sklepu i dać komendę: coś sobie wybierz, tylko szybko, bo się spieszę. To jest antyprezent. Koszmar. A dziecko najczęściej będzie wtedy nieszczęśliwe” – powiedział swego czasu w wywiadzie dla „Polityki” Andrzej Maleszka, autor książek i filmów dla dzieci.

U małych dzieci występują zachcianki. Tłumaczenie i pokazywanie alternatyw niewiele tu pomaga, na tym etapie liczy się konsekwencja – mówi Ewa Świerżewska, redaktor naczelna portalu Qlturka.pl, mama 10-letniej Igi i 7-letniej Ady. Trzeba być twardym i trzymać się swoich założeń. Jeśli postanowimy, że słodycze są raz w tygodniu, to nie wolno robić odstępstw od reguły. Kolejny etap to odwracanie uwagi – dziecko chce kolejne lody, a my pokazujemy mu pieska lub kotka po drugiej stronie ulicy. Następny etap polega na tym, że dziecko zaczyna rozumieć i kombinować. Można mu więcej wytłumaczyć, ale też w odpowiedzi dostaniemy więcej kontrargumentów. Trzeba pokazywać alternatywy. I nauczyć dziecko, że nie godzimy się na wszystko – postawa „Nie, bo nie” jest najgorsza. Dziecko się przecież od nas uczy, za jakiś czas to „Nie, bo nie” może do nas powrócić. Trzeba rozmawiać.

Moja córka Iga, kiedy była w drugiej klasie podstawówki, bardzo chciała iść na całonocne piżama party do koleżanki. Nie chciałam się na to zgodzić, bo po pierwsze moje córki chodziły wcześnie spać, po drugie wiedziałam, że tam będzie dużo niezdrowego jedzenia, którego normalnie nie pozwalam jej jeść. Ale uległam.

O 6 rano zadzwoniła mama koleżanki, że mam szybko odebrać Igę, bo bardzo źle się czuje. Okazało się, że poszła spać o 3 w nocy, piła słodkie napoje i jadła tony chipsów. Odchorowała cały dzień, wymiotując. Potem powiedziała, że to nie był dobry pomysł z tym pidżama party. Było mi przykro, ale cieszę się, że dużo ją to nauczyło.

Dziewczynki nie mają materialnych marzeń. Kompletnie nie ma u nas ciśnienia na np. lalkę Barbie. Nie oglądają reklam w TV, może to więc brak stymulatora rynkowego? Od najmłodszych lat dziewczynki pomagały mi w moich działaniach związanych z kulturą, może dlatego mają inne marzenia? Europę zwiedzamy na rowerach, gdy wracamy z takich wypraw, one potem tym żyją i już marzą i planują kolejne. Lena (rocznik 1982, pracuje w szkole sztuk walki)

Chciałam mieć małpę. Kiedy miałam osiem lat, zobaczyłam w programie przyrodniczym takie małe małpki, jak skakały komuś po plecach. Do dziś marzy mi się małpa. Ostatnio nawet sprawdzałam ceny, za kilka tysięcy można kupić. Ale mój mąż puka się w głowę, no i chyba ma rację, bo jak taka małpa poradziłaby sobie w naszym mieszkaniu?

Moja córka Karina ma 15 lat. Prowadzimy bardzo aktywny tryb życia. Od dziecka gra na gitarze, jeździ na deskorolce. Pamiętam, że kiedy miała sześć lat, przez tydzień łaziła i powtarzała: „Ale bym coś chciała, ale wy mi tego nie kupicie”. I nie chciała powiedzieć co. Myślałam, że marzy jej się rakieta lub statek kosmiczny. Kiedy okazało się, że miała na myśli plastelinę, odetchnęłam z ulgą i kupiłam jej kilka paczek. Pomysłowe dziecko. Jędrek (rocznik 1973, kurier)

Kikimora

ilustracja: Agata Królak

Marzyłem o klockach Lego. W latach 80. byłem na Targach Poznańskich i tam był pawilon Lego, tak to się zaczęło. Wtedy to było marzenie niemożliwe do zrealizowania. Chodziłem do grudziądzkiego Pewexu oglądać Lego w szklanych gablotach. Od kolegi miałem pożyczone cztery katalogi. Pierwsze klocki dostałem dopiero od moich najbliższych na dwudzieste szóste urodziny. Nadal chciałbym pojechać do Legolandu.

Moja córka Maja ma 12 lat i chciałaby Xboxa. Odwlekamy realizację tego marzenia od świąt do świąt. Racjonalizujemy sytuację i tłumaczymy. Maja przynosi nam różne ulotki z superofertami. Ale póki co, nie kupimy Xboxa, bo musielibyśmy też wymienić telewizor. Ale nie ma awantur, i tupania nogami. Maja rozumie. Mówi też, że marzy jej się wyjazd do Francji, ale też może z tym jeszcze trochę poczekać. Łukasz (rocznik 1977, znany pisarz)

Może to dziwne, ale chciałem być motorniczym. Albo astronomem. Marzyłem o tym, żeby prowadzić tramwaj, a wieczorami patrzeć w gwiazdy. Potem, jak podrosłem, chciałem być bohaterem i zabijać smoki. Mój syn Julian ma 7 lat i najprościej byłoby powiedzieć, że marzy o kolejnym zestawie klocków Lego. Bez przerwy przegląda katalog i prosi o kolejne zestawy. Lego organizuje jego wyobraźnię. Ale ma też coś z tęsknot za bohaterstwem, pragnie być rycerzem Jedi. Namówiłem go do przejścia na ciemną stronę. Kasia (rocznik 1980, tłumaczka)

Zawsze chciałam podróżować. Jeździliśmy nad Bałtyk i w Tatry, ale mnie marzyły się dalsze podróże. Pierwszy raz wsiadłam do samolotu, gdy byłam w ostatniej klasie liceum. Mój syn Mikołaj ma sześć lat i regularnie lata, od kiedy skończył trzy. Nie robi to na nim wrażenia. Ostatnio zwiedzaliśmy Park Wulkanów. Mówię do niego: „Patrz, jak pięknie”, a on na to: „Mamo, a mamy kanapki?”. Niedawno wymyślił, że chce grać w piłkę nożną. Mieszkamy w Brwinowie, najbliższa drużyna spotyka się w Grodzisku. Dojazd tam wymaga od nas sporego spięcia i organizacji. On tego jeszcze nie rozumie. Chodzi do prywatnego przedszkola, gdzie wszyscy mają podobny status materialny. Pewnie więc dopiero w szkole zrozumie, że jedni mają mniej, inni więcej i zacznie doceniać, że jemu się udało. Z jego zachciankami radzimy sobie na zasadzie transakcji wiązanych: najpierw robimy to, co on chce, ale pod warunkiem, że zaraz zrobimy to, co chcemy my. Ostatnio chcieliśmy iść na wystawę Gierymskiego, ale najpierw trzeba było zaliczyć jego wymarzoną kapsułę kosmiczną i zobaczyć czołgi w Muzeum Wojska Polskiego. Krzysiek (rocznik 1973, grafik)

Marzyłem, by u mnie na wsi częściej był odpust z tymi wszystkimi straganami. Mój syn Kuba, który ma 14 lat, chciałby telefon z nieograniczonym dostępem do Internetu i żeby mógł grać w gry, zamiast się uczyć. Na smartfona każemy mu odkładać z kieszonkowego i pieniędzy urodzinowych. W gry może grać, kiedy odrobi lekcje. Asia (rocznik 1980, redaktorka, nie ma dzieci)

Marzyłam o zaczarowanym ołówku i księżycowym kamieniu oraz o komputerze Atari i koniu. Z komputerem było trudno, ale w ramach marzenia o koniu tata zabierał mnie do stadniny. Teraz mam marzenia jak dzisiejsze nastolatki: żeby wszędzie na świecie był nieograniczony i darmowy dostęp do wi-fi. Specjaliści radzą, że dobrze pozwolić sobie na marzenia niepraktyczne. Bujanie w obłokach pomaga nakręcać pragnienia, a realizowanie pragnień w dalszym planie może pomóc osiągnąć sukces. Jeśli tylko tego chcemy.