Josephine, co ty robisz?

Kikimora

Zapytała ją kiedyś babcia, która „nakryła” 5-letnią wówczas dziewczynkę w wannie, z mocno zamkniętymi oczami i ściśniętymi piąstkami. Ta odparła jej: „Wypowiadam życzenie, żeby zostać syrenką”. Kilkanaście lat później została… projektantką mody.

tekst: MARTA DUDZIAK

 

Josephine Pettman, znana jako Phiney Pet, urodziła się i wychowała w Kent, położonym zaledwie 40 minut od Londynu. Do stolicy Wielkiej Brytanii przeniosła się cztery lata temu. Studiowała projektowanie mody na Ravensbourne University. Dyplom zdobyła w zeszłym roku. Projektuje od niedawna. Za to z jakim zacięciem. O błogosławieństwie Susie Bubble nie wspominając. Personalnie jest pełną uroku blondynką z ogromnym poczuciem humoru. Aż kipi pozytywną energią. Rozmowie z nią towarzyszą ciągłe wybuchy śmiechu. Z dumą prezentuje swoje dwa psy (nie, nie swoje, „wspólne” informuje, co oznacza, że należą do niej i jej chłopaka). W dodatku, jakaż ona jest kolorowa.

Kikimora

Phiney, jak to było z tym Londynem? Chciałaś się tu przeprowadzić?
Tak, pewnie. Myślę, że jeśli chce się mieć cokolwiek wspólnego z modą, trzeba tutaj trafić. Trzeba tutaj być. Ja zawsze chciałam. Przyjechać, pomieszkać, żyć, poznać to szybkie, miejskie tempo. W Kent, skąd pochodzę, jest tak spokojnie, więc kiedy już wprowadziłam się do Londynu, uznałam, że to całkiem miła zmiana.

Co Cię tu urzekło? 

Najbardziej to, że Londyn jest jakby państwem samym w sobie. Jest taki wielokulturowy, tyle się tu dzieje. Jest kreatywny, co widać na każdym kroku.

A co lubisz w tutejszej modzie ulicznej? W Twoim projektowaniu to główna inspiracja, prawda?

Tak naprawdę nie do końca inspiruje mnie londyński streetwear w sensie stereotypowym. Uwielbiam przyglądać się ubraniom dzieci. Inspiruje mnie też to, co noszą przedstawiciele starszych generacji. To niesamowite, że czasem na kogoś patrzysz i wiesz od razu, gdzie ta osoba się urodziła, skąd pochodzi, właśnie za sprawą sposobu ubierania się, który często nie zmienia się na przestrzeni lat. Więc tak, interesuje mnie styl ulicy, ale w sensie poszukiwania ludzi, na których teoretycznie można by nie zwracać uwagi, a jednak.

Masz swoje ulubione „obserwacyjne” miejsca w Londynie?
Tak, zdecydowanie. Peckham High Street jest niesamowita pod względem kulturowej różnorodności. Szczególnie ciekawie jest tu w niedziele. Widać wtedy te wszystkie afrykańskie kobiety paradujące po ulicy w ogromnych sukniach i kapeluszach. W brytyjskiej kulturze zwłaszcza w ostatnich latach nie ma zwyczaju odświętnego ubierania się do kościoła, więc tym bardziej mnie to fascynuje.

A gdybyś miała okazję wyjechać i popatrzeć na ludzi gdzieś indziej, gdzie byś pojechała?
Z miłości do kolorów wybrałabym Indie. Wiesz, uwielbiam tamtejsze tkaniny i zdobienia.  Lubię sposób, w jaki traktuje się kolor. Te wszystkie wielobarwne festiwale, których próżno szukać w innych kulturach. To byłaby niezwykła przygoda.

Kikimora

Skąd ta Twoja miłość do kolorów? Zawsze była? 

W zasadzie zawsze i nie wiem dlaczego. W moim domu raczej stawiało się na minimalizm, bezpieczne kolory jak biały, czarny, granatowy, beżowy. Jedynym odstępstwem od nich były moje rysunki wiszące na lodówce. Uwielbiałam rysować wszystko co kolorowe. Najbardziej zwierzęta i ptaki. Chyba tylko ja jedna w naszej rodzinie lubiłam kolor.

I ten kolor stał się motywem przewodnim Phiney Pet. Poza nim świeżość, szaleństwo, optymizm… To chyba wynika z faktu, że ja naprawdę lubię ubrania dla dzieci. Powiedziałabym nawet, że to one mają na mnie główny wpływ. Oglądałam jakiś czas temu moje zdjęcia z dzieciństwa i zobaczyłam siebie w bajecznie kolorowych ubraniach, z abstrakcyjnymi nadrukami, np. w koszulce z ogromnym słoniem. Pamiętam, że czułam się w niej taka pewna siebie. To zadziwiające, że z wiekiem zaczynamy myśleć, że tego typu ubrań nie powinniśmy już nosić. Chciałam stworzyć ubrania dla dzieci przeznaczone dla dorosłych. Kolorowe, komfortowe, z nadrukami, które dorośli zrozumieją. W których będą się dobrze bawić.

Może powinnaś pomyśleć o projektowaniu dla najmłodszych?
Chciałabym, wierz mi, ale najpierw chcę się skupić na ubraniach dla kobiet. Często zadaje mi się też pytania o projekty dla mężczyzn, mój chłopak na przykład mówi mi: „Musisz zaprojektować jakieś kolorowe ubrania dla mnie”, ale przecież tak naprawdę mężczyźni nie są tak odważni w wyborze ubrań jak kobiety. Oni zaprzątają sobie głowę pytaniami, co powiedzą koledzy, kiedy ich zobaczą w kolorowej koszulce.

A ilustracje… dlaczego tak wiele można ich znaleźć w Twoich projektach?
Wydaje mi się, że w pewien sposób to daje odbiorcom obraz mnie, a ja chcę, żeby ludzie mnie rozumieli, rozumieli, kim jestem i co robię. Poza tym uwielbiam rysować.

Kim są Twoi ulubieni ilustratorzy? 

To może trochę dziwne, ale lubię ilustratorów z dawnych czasów. Z dzieciństwa Beatrix Potter. Kocham też Quentina Blake’a.

A projektanci mody? Masz swoich ulubionych? 

Z tych, którymi zachwycam się ostatnio, przede wszystkim Kit Neal, który wprawdzie tworzy modę męską, ale za to jak zabawną. Lubię też Ryana Lo. Jest taki słodki. Jest wielu projektantów, którzy mnie inspirują, ale nie w sensie tego, co robią, tylko swojego podejścia do pracy. O, lubię też Louise Gray.

Gdybyś miała wybrać, która ze znanych osób mogłaby nosić Twoje ubrania, kogo byś wybrała? M.I.A. Bezapelacyjnie. Jest silną kobietą, a moje ubrania są dla silnych kobiet. I jeszcze Janelle Monae. Poza nimi kilka innych osób widziałabym w swoich projektach.

Kto jest Twoją inspiracją? 

Myślę, że największą jest moja babcia. To ona nauczyła mnie determinacji. Motywowała mnie. Sama ciężko pracowała, więc doskonale mnie rozumie.

Wspiera Cię? 

Tak. Myśli, że jestem szalona, ale wspiera mnie. To zabawne, bo opowiadam jej o tym, co ważnego dla mojego projektowania się wydarzyło, mówię jej, w jakim magazynie o mnie napisali, a ona tylko słucha, uśmiecha się i mówi „dobra robota”, choć nigdy o tym magazynie nie słyszała.

Kikimora

Jaką przyszłość widziała dla Ciebie rodzina? 

Chcieli, żebym została prawnikiem. I właściwie to nawet aplikowałam do szkoły, ale potem wycofałam aplikację. Byli rozczarowani, kiedy powiedziałam im, że wybieram modę. Mówili, że marnuję czas, że nie zarobię na utrzymanie, ale serio, myślę, że byłabym prawnikiem do bani.

A kim Ty sama chciałaś zostać? 

Babcia opowiedziała mi kiedyś śmieszną historię, jak zobaczyła mnie, pięcioletnią dziewczynkę, w wannie, z zamkniętymi oczami i ściśniętymi piąstkami, i zapytała „Josephine, co ty robisz?”. Odparłam, że wypowiadam właśnie życzenie, by zostać syrenką. Więc chyba syrenką.

Susie Bubble powiedziała o tobie „Phiney może eksplodować w przyszłości”. Co to dla Ciebie znaczy?

Susie jest najmilszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Od momentu kiedy o mnie napisała, spotkałyśmy się kilka razy. Zawsze ma dla mnie wiele cennych uwag. Jest szczera i bardzo mnie wspiera. To, co o mnie napisała, było fantastyczne. W dodatku pojawiła się na dwóch prezentacjach moich kolekcji podczas London Fashion Week.

Masz pomysł, w jakim kierunku będzie podążała brytyjska moda?
Wydaje mi się, że nie będzie żadnego kierunku. Do niedawna były trendy, które w większych domach mody nadal funkcjonują, ale pojawia się coraz więcej niezależnych projektantów i to nie tylko w Londynie, ale na całym świecie. Wydaje mi się, że aktualnie w modzie chodzi o to, by po   kazać własną ekspresję. Ludzie chcą to widzieć. Jak wyrażasz siebie. Jak przekazujesz to, co masz w środku. Jak eksperymentujesz.

Wyobrażasz sobie siebie robiącą coś innego? 

Tak, pracującą ze zwierzętami. Gdyby nie moda, byłabym właścicielką schroniska dla psów, które zresztą chciałabym mieć pewnego dnia. Kocham psy. Mam dwa w Londynie. W naszym domu w Kent poza psami jest pięć osiołków, dwa konie, dwie jaszczurki, żółw…