Instynkt, manifest i magdalenka

Kikimora

Zwraca uwagę na rolę instynktu w życiu. Złożony z 10 punktów manifest napisał dla niej mąż, z którym jest od 20 lat. A magdalenka? Jakie ma dla niej znaczenie rozsławione przez powieść Prousta proste ciasteczko? Na nasze pytania odpowiada Hiszpanka Laia Aguilar stojąca za marką The Animals Observatory.

Wywiad MARTA DUDZIAK

Kikimora

Laia, skąd wziął się pomysł na stworzenie The Animals observatory marki mody dziecięcej, debiutującej w sezonie wiosna-lato 2016?

Powstanie marki tak zupełnie szczerze jest rezultatem mojej znajomości z Janem Andreau. Zdecydowaliśmy, że Jan zajmie się The Animals Observatory od strony zarządzania, a ja będę odpowiedzialna za kreację. Nazwa jest trochę ironicznym odniesieniem do obserwowania świata dzieci, który czasami z perspektywy dorosłych wydawać się może egzotyczny i niezrozumiały. Kompletnie inny od naszego, jakbyśmy należeli do różnych gatunków.

Jak to się zaczęło? Przez wiele lat tworzyłaś przecież markę Bobo Choses razem z Adrianą Esperalbą, z którą nota bene rozmawiałam rok temu.

Tak, byłam dyrektor kreatywną, a także projektantką w Bobo Choses aż do 2014 roku. Adriana i Fenella Binham zajmowały się tam stroną operacyjną. Zdecydowałam się jednak postawić na współpracę z Janem. On sam jest wielkim fanem kolekcji, które zrobiłam dla Bobo Choses. Jest też cudowną osobą, świetną we współpracy. Zgromadził wokół mnie zespół wspaniałych ludzi. Nie mam wątpliwości, że jest najlepszym partnerem, jakiego kiedykolwiek miałam. Jest uczciwy, bardzo oddany temu, co robi, i zabawny, zwłaszcza poza pracą. Opuściłam Bobo Choses, kiedy uświadomiłam sobie, że był to projekt, na który nie mam już wpływu. Rozrastał się w sposób, który był mi obcy. Ja i moi partnerzy zmierzaliśmy w przeciwnych kierunkach. I choć byłam i jestem bardzo dumna z wszystkiego, co z Bobo Choses osiągnęłam, zdecydowałam się wybrać inną ścieżkę. Wciąż zaś jest mi bardzo miło, kiedy widzę znamiona swojego stylu w ich najnowszych kolekcjach. Dopinguję im i życzę wszystkiego dobrego.

Czym jest dla Ciebie teraz The Animals observatory?

Kolejną pasją. W The Animals Observatory mam okazję poznawać nowe języki poprzez modę dla dzieci, wzory, tkaniny, nadruki. To pozwala mi się rozwijać. Ważne jest, aby nie nudzić się tym, co się robi. W przeciwnym razie zanudzisz też innych.

Dlaczego moda dla dzieci? Co jest w niej dla Ciebie interesującego?

Moim zdaniem moda dla dzieci musi być tak samo czarująca, fascynująca i enigmatyczna jak dzieciństwo. Naszym wyzwaniem jako marki jest odpowiedzieć na tę złożoność i zrobić to w sposób jak najprostszy i najbardziej ekscytujący. Ot, co!

Skąd czerpiesz inspiracje?

Z życia, które toczy się dookoła mnie. Z mojej nigdy niekończącej się ciekawości. Chodzi o to, by rozglądać się dookoła siebie. Piękno często pojawia się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Być może to jest powód, dla którego nie ma dla mnie podziału na życie zawodowe i osobiste. Poszukuję bez przerwy.

Intryguje mnie motto marki: „Być dobrym zwierzakiem, szczerym względem swoich instynktów”. Jak byś to wytłumaczyła?

To jest cytat D.H. Lawrence’a, zaczerpnięty z jego pierwszej książki „Biały Paw”. Bardzo mi się podobała. Pokazuje też, jak ważny dla dzieci jest instynkt. Najlepsi szachiści łączą zdolność kalkulowania właśnie z instynktem. The Animals Observatory ma też swój manifest. Wśród 10 postulatów znajdują się takie jak: 1. Będziemy celebrować piękno upływającego czasu poprzez przedmioty. 3. Każdego ranka, kiedy będziemy otwierać nasze szafy, będziemy śpiewać stare piosenki dla nowego świata. 5. Miłość nade wszystko. Równość nade wszystko. Uprzejmość nade wszystko. 10. Będziemy robili rzeczy z pasją, i tylko z pasją. Manifest sformułował mój mąż Felipe Cano. Felipe pomagał mi zresztą także wcześniej przy tworzeniu Bobo Choses. Jesteśmy ze sobą od 24 lat, więc on doskonale mnie zna. Wie, co jest dla mnie ważne.

Kikimora

 

Jakim byłaś dzieckiem? I kim chciałaś zostać, kiedy dorośniesz?

Byłam wścibska, bardzo kreatywna i uparta. Spędzałam godziny, rysując. Nigdy nie myślałam, że w przyszłości to rysowanie zbuduje moją karierę zawodową. Patrząc wstecz, właściwie mogłabym powiedzieć, że kiedy w końcu dorosłam, na powrót chciałam być małą dziewczynką. I myślę, że to mi się udało.

Gdzieś przeczytałam, że nie byłaś dobrą uczennicą, za to niezłą artystką.

Zgadza się. W szkole szło mi słabo. To dlatego, że ona mnie nie interesowała. Chciałam rysować, tylko rysować. Buty, ubrania, domy. Właśnie budujemy nasz dom i zarówno architekt, jak i projektant wnętrz mają mnie już serdecznie dość. Sama narysowałam wszystko, każdy najmniejszy detal.

W jakim momencie swojego życia zdecydowałaś, że Twoim sposobem na nie będzie tworzenie ubrań dla dzieci?

Kiedy urodził się mój pierwszy syn, Pablo. Nie mogłam znaleźć dla niego ubrań, które by mi się podobały. Tym sposobem powstało Bobo Choses. To były trudne lata, bo miałam wówczas jeszcze studio graficzne Otto & Olaf. Kiedy więc Adriana Esperalba zajmowała się zarządzaniem O&O, ja skupiałam się na Bobo. Powiem ci jedno: bycie mamą i kobietą biznesu jest niezwykle trudne i wymaga ogromnych poświęceń.

Dziecko klient kim jest?

Kimś, kto potrafi dostrzec coś naprawdę prawdziwego.

Na koniec: Twoje marzenie odnośnie The Animals observatory.

Chciałabym, aby moja marka była pewnego rodzaju symbolem dzieciństwa. Żeby dzieci pamiętały – kiedyś tam, kiedy dorosną – swój sweter, kurtkę, koszulkę. I żeby przypominając je sobie, przychodziły im na myśl kolejne rzeczy z przeszłości, coś w stylu magdalenki Prousta z powieści „W poszukiwaniu straconego czasu”, kiedy to smak ciastka zamaczanego w herbacie natychmiastowo wywołuje w bohaterze wspomnienia z dzieciństwa. Tego chciałabym dla nas. Żeby marka stała się taką magdalenką.

Kikimora