Henio w szkole rock’n’rolla

Kikimora

ilustracja: Malwina Konopacka

Tekst o literze H spokojnie poświęcić bym mógł w całości temu, co na tę literę oczywiste – hip-hopowi. Jednak tak nie będzie. Swoją przygodę z hip-hopem, poza drobnymi wyjątkami, zakończyłem w drugiej połowie lat 90. XX wieku. Pod koniec szkoły podstawowej odkryłem punk rock i temu gatunkowi zaprzedałem duszę. Wierzę, że w muzyce bardzo istotne są autentyczne uczucia. Tak samo jest w pisaniu o muzyce – nie czułbym się fair wobec osób znających się na temacie, a także wobec osób, które pomyślawszy, że ja się znam, bo przecież wypowiadam się publicznie, wyciągnęłyby dla siebie wątpliwą wiedzę. Reasumując – w kwestii hip-hopu, cytując klasyka – będę milczał jak na „Milczeniu Owiec”.

 

tekst ŁUKASZ KASPEREK

ilustracje MALWINA KONOPACKA

 

 

Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, gdy tata mówi do mnie: – Łukasz, pokaż, jak Henio gra na gitarze! Zaczynałem wtedy podskakiwać na wersalce i naśladować grę na gitarze. Jednak istotne było, że udawałem grę na instrumencie dla osoby leworęcznej. Bo mój tata, mówiąc Henio, miał na myśli Jimiego Hendriksa. Tak, grę zębami też udawałem!

Gdy dziś o tym myślę, to tak naprawdę nie wiem, skąd mój ojciec w drugiej połowie lat 80. XX wieku wiedział, jak Jimi Hendrix grał na gitarze, w czasach przedyoutube’owych. A tym bardziej w ówczesnej Polsce! Zatem być może była to jakaś wymyślona kreacja, choreografia stworzona na podstawie opisów z jakiejś branżowej literatury.

Ilekroć więc teraz czytam z córką serię książeczek dla dzieci o małym króliczku Heniu, które Anielka bardzo lubi, to zawsze myślę o Jimim, zatem przejdźmy wreszcie do sedna. Najsłynniejszy i najgenialniejszy gitarzysta w historii urodził się w deszczowym Seattle, otwierając tym samym wspaniałą kartę w muzycznej historii tego miasta. Pierwszą gitarę kupił w wieku 15 lat za 5 $, wcześniej grywał na ukulele, a po latach jego ojciec w wywiadach opowiadał, że wielokrotnie przyłapywał syna na tym, jak bawił się miotłą, udając, że gra na gitarze. Za swój pierwszy koncert zarobił 35 centów do podziału z kolegami z zespołu. Jednak jego kariera potoczyła się bardzo szybko i wkrótce był jednym z najlepiej opłacanych muzyków na świecie.

Nie wiodło mu się granie bluesa po spelunach południa Stanów, postanowił więc szukać szczęścia w Nowym Jorku. Jednak i tam nie został przez nikogo zauważony. I tak oto, mając 25 lat, Jimi Hendrix przeprawił się przez wielką wodę, w kierunku zgoła odmiennym niż rzesze poszukiwaczy szczęścia i kariery – do Londynu! Tam szybko zaprzyjaźnił się, z kim trzeba, i zaczął koncertowanie. Machina kariery poszła w ruch i nabrała zawrotnego tempa. Po jednym z jego pierwszych występów obecny na nim Eric Clapton tak opisywał Henia: „Grał na gitarze zębami, kładł ją na podłodze, trzymał za głową i robił inne wygibasy. To było niewiarygodne”. Nie muszę chyba dodawać, że w roku 1967 musiało to robić piorunujące wrażenie.

Wkrótce potem powołany został do życia zespół The Jimi Hendrix Experience i cały świat był u jego stóp. Wydany w tym samym roku album „Are You Experienced” pozwolił Jimiemu powrócić w glorii chwały do swojej ojczyzny – USA. Ich występ na festiwalu w Monterey uczynił z grupy gwiazdę największego formatu. Jimi występ zakończył w typowy dla siebie sposób – podpalając i roztrzaskując gitarę. Był to jego znak rozpoznawczy, tak samo jak gra lewą ręką – Ameryka była podbita! Potem poszło już szybko, w zasadzie można powiedzieć – z górki. Kolejne kilka płyt, niezliczone trasy, koncerty, imprezy – idea „sex, drugs, rock’n’roll” w pełni wdrożona w życie. Wisienkami na torcie były występy na gigantycznych, kultowych obecnie festiwalach – Woodstock w 1969 roku oraz na wyspie Wight w roku 1970. Oba wydarzenia zgromadziły kilkusettysięczne tłumy, a Jimi za oba zgarnął gigantyczne honoraria. Zmarł 17 września 1970 roku, mając 27 lat. Tym samym załapał się do słynnego ekskluzywnego klubu.

Jimi z pewnością nie był wzorem do naśladowania dla dzieci. Amerykańska wokalistka Ronnie Spector nazwała go czarnym Hugh Hefnerem. Jednak jego twórczość to absolutny kanon muzyki rozrywkowej i znajomość geniuszu tego leworęcznego gitarzysty z Seattle (Kurt też był genialnym leworęcznym gitarzystą z Seattle) jest niezbędna każdej osobie, która chciałaby swobodnie poruszać się po szerokim spectrum popkultury przełomu XX/XXI wieku. Za życia wydał cztery long playe. Jeśli miałbym wybrać z pośród nich ten jeden jedyny, byłby to album „Are you experienced” nagrany ze składem Jimi Hendrix Experience. Do utworów na tej płycie mam największy sentyment, sięgający czasów mojego własnego dzieciństwa, a otwierający utwór „Foxy Lady” przypomina mi o pewnej niespełnionej miłości. Gitarowa wirtuozeria Henia początkowo może być onieśmielająca. To trochę ten gatunek, przed którym buntowali się The Ramones. Jednak swoją sceniczną prezencją, dzikim stylem gry, brzmieniem Jimi zawsze wydawał mi się ogniwem łączącym klasyczny rock z bękartami punk rocka.

Bez znajomości „Crosstown traffic” czy „Hey Joe” nie przepuszczam do kolejnej klasy!

 

Malwina Konopacka i Łukasz Kasperek

Ona jest ilustratorką, on dziennikarzem. Są rodzicami trzyipółletniej Anielki. Muzyczne abecadło wymyślili dla rodziców, którzy dbają aby ich dzieci wiedziały, co to dobra muzyka.