Tutu z Antypodów

Kikimora

Czasami wszystko zaczyna się od jednego pytania. Jednej prośby. Ktoś wzbudza nasze zainteresowanie tematem i zaczynamy drążyć. Dla Andrei Rembeck bodźcem była jej córka Alyna. Gdyby nie ona, nie byłoby Tutu Du Monde.

Wywiad MARTA DUDZIAK

Choć baletowe kostiumy w ogóle nie kojarzą się z Australią, to jednak właśnie tu, w sercu południowego stanu Victoria narodziła się jedna z najbardziej obecnie znanych marek specjalizujących się w tej dziedzinie. Jej produkty skierowane są naturalnie do miniodbiorczyń. Andrei Rembeck w ciągu kilku lat udało się stworzyć markę globalną, dzięki czemu jej baletowo-baśniowy mikrokosmos staje się częścią coraz większej ilości zakątków kuli ziemskiej. Księżniczko-baleriny rosną w siłę. Są pewne siebie i znają swoją wartość. Wiedzą, że są wyjątkowe. Lubią rzucać się w oczy. Lubią dobrą jakość. Lubią ponadczasowość. Odrzucają szarość, bezbarwność i nudę. Moda jest dla nich fantazją. Sposobem na siebie. Zabawą, w której nie ma granic.

Co o takim patrzeniu na ubranie mówi sama projektantka? Przeczytajcie.

Andrea, Tutu Du Monde – skąd ta nazwa?

Z dwóch powodów. Po pierwsze, moją inspiracją były kostiumy z francuskiego baletu. Stąd wątek francuski w nazwie. Po drugie, chciałam, aby marka była międzynarodowa, stąd „Du Monde”. Nazwa w takiej wersji wydała mi się najbardziej trafna.

Jak zaczęła się cała ta przygoda? Jak to było na początku?

Początek był dokładnie 10 lat temu. W 2005 roku urodziła się moja córka. Zrezygnowałam wówczas „na trochę”, ze swojej pracy. Chciałam móc cieszyć się byciem mamą. Nie przypuszczałam wtedy, że ta decyzja tak naprawdę da początek jeszcze jednemu życiu. W tamtym czasie zaczęłam bowiem odkrywać, że małe dziewczynki uwielbiają zatracać się w nierzeczywistych światach. Że ze wszystkich rzeczy najbardziej kochają paradować w tiulowych spódnicach tutu. Pewnego dnia Alyna zapytała mnie o taką spódnicę. Zaczęłam poszukiwania idealnej. Chodziło mi o taką, która nie byłaby efektem masowej produkcji, w kolorze jaskraworóżowym, z poliestru. Poszukiwania skończyły się niestety fiaskiem. To wtedy zdecydowałam, że wykorzystam panującą niszę i zacznę projektować ubrania z naturalnych materiałów, z bawełny i jedwabiu. Tym sposobem, w 2009 roku, narodziła się moja marka.

O co chodzi w zdaniu, które przyświeca Twojej marce: „Tutu Du Monde potęguje pragnienie każdej małej dziewczynki, by marzyć”?
Każda mała dziewczynka marzy o tym, by być księżniczką albo baleriną. To dla niej tworzę ubrania. Po to, by umożliwić jej spełnienie tego marzenia. Z gustem.

A więc idealna klientka przede wszystkim marzy?

Tak. I docenia wysoką jakość. Lubi ubrania, które mają pewną historię do opowiedzenia, i które kreują magiczne doznania. Które latami będą wspominane. Tak samo przez ich małą właścicielkę, jak i przez jej mamę.

To wszystko jednak trochę ryzykowne, nie uważasz? Te falbany, warstwy i tiule.

Ja bym powiedziała, że to coś raczej ekscytującego. Dość jest na tym świecie szarości i nudy.

No właśnie, na przekór szarości i nudzie wychodzą też kampanie zdjęciowe Tutu Du Monde. Te są prawdziwą ucztą dla oka.
W naszych kampaniach tworzymy magiczne małe światy. Myślimy o tym, w jaki sposób najlepiej, najbardziej obrazowo zaprezentować to, jak je widzimy, i tak właśnie robimy. Każdorazowo są dla nas źródłem niesamowitej zabawy. Za to je uwielbiamy.

Kikimora

Jak Twoim zdaniem australijskie otoczenie wpływa na Twoją pracę?

Luźny styl życia Australijczyków i przyjazny klimat definitywnie oddziałuje na filozofię marki. Mówię tu o wizji małych dziewczynek biegnących boso po łące, w słońcu, z rozpuszczonymi, rozwianymi przez wiatr włosami, w połączeniu z ubraniami Tutu Du Monde. Koncentrujemy się na prostych, ponadczasowych projektach, oddychających, lekkich i miękkich tkaninach. Pomimo cudacznych zdobień są one wykonane tak, by można je nosić w nieskończoność. Z czasem nabierają charakteru. Delikatnie tracą kolor, wycierają się brzegi. To tylko dodaje im uroku. Wydaje mi się, że to taka australijska cecha! Poza tym, to całkowicie akceptowalne, że małe dziewczynki zakładają swoją sukienkę i gumiaki, i idą tak na spacer.

Andreo, gdzie szukasz inspiracji? I gdzie je znajdujesz?

Jestem podróżującym typem, więc najczęściej znajduję je właśnie w drodze. Przyznaję też, że poszukiwania nowych i ekscytujących pomysłów na moje ubrania trwają nieustannie. Przeczesują sklepy z odzieżą używaną i targowiska. Tam znajduję niezliczone inspiracje w odniesieniu do kolorów i zdobień. Zwykle łączę ze sobą kilka elementów i próbuję im nadać nowe znaczenie. Bardziej nowoczesne. Inspirują mnie też niezwykłe indyjskie krawcowe, które dbają o to, by urzeczywistnić moje wizje (proces produkcyjny Tutu Du Monde odbywa się w Indiach. Zakład, który szyje ubrania dla marki, zatrudnia Hinduski, w których rodzinach tradycje krawieckie przekazywane są z pokolenia na pokolenie – przyp. red.).

Kikimora

Dziś, patrząc wstecz na całą swoją karierę, co uważasz za najważniejsze?

Fakt, że wyemigrowałam do Australii, żeby zacząć własny biznes. Dodam, że zaczynałam od sznurowadeł. Nie sądzę, że to wszystko byłoby możliwe w Europie.

Jak ważne są dla Ciebie marzenia?

Najważniejsze. Tak naprawdę nie żyjesz, jeśli ich nie masz. Jeśli nie masz do czego dążyć.

O czym marzyłaś kiedyś?

O tym, żeby zostać weterynarzem. A potem artystką. W końcu zaczęłam interesować się modą. Reszta jest już historią.

A o czym marzysz teraz?  

O wakacjach.

ANDREA REMBECK
Urodziła się w Niemczech. Zanim założyła tutu Du Monde, pracowała dla tak znanych australijskich marek, jak collette Dinnigan oraz fleur Wood. O swoich projektach mówi: „Moje tutu są robione ręcznie i ręcznie farbowane. Wyczuwa się w nich powiew starego, nieistniejącego już świata zmieszanego z delikatną naturą vintage’owych ubrań”.