Projekt dziecko

Kikimora

O byciu aktywnym tatą, inspiracjach dziecięcym światem, uczeniu się cierpliwości i dojrzewaniu oraz o tym, dlaczego jego czteroletnia córka nie powinna dostać zbyt wielu prezentów, opowiada czołowy polski projektant Tomek Rygalik.

wywiad AGNIESZKA JĘKSA

zdjęcia AGATA WROŃSKA

 

Co Cię zaskoczyło w tacierzyństwie?

Że w ogóle sobie z tym radzę. Nie podejrzewałem siebie o to, a jako tata czuję się jak ryba w wodzie.

Najmocniejsze przeżycie związane z Franią?

Byłem obecny przy porodzie – to było ogromne przeżycie i wspominam ten moment jako chwilę ogromnego szczęścia. Po narodzinach Frani byłem strasznie zapłakany, z czego w ogóle nie zdawałem sobie sprawy. Powiedział mi to inny tata, którego poznałem na sali poporodowej.

Czy narodziny dziecka to koniec wolności?

Nie dla mnie. Wszystko da się robić i jest to jeszcze ciekawsze. Frania w pierwszym roku życia była na czterech kontynentach. Wszyscy się dziwili, że ją ze sobą zabieramy. Na targach designu w Nowym Jorku nie mogliśmy wprowadzić naszego wózka ze względów bezpieczeństwa, więc pożyczyliśmy jakiś ze stoiska jednej z marek oferujących dziecięce wózki. Bardzo nam dziękowali – byliśmy żywą reklamą ich produktu! Nadal bawimy się do późna, ostatnio do 6.00 rano trwała u nas impreza, a Frania w tym czasie spała. Od początku staraliśmy się włączyć Franię w nasze życie, a nie na odwrót. W konsekwencji ma to swoją równowagę.

Czy często podróżujący, zapracowany tata-artysta może dawać oparcie i poczucie bezpieczeństwa, jakiego potrzebuje maluch?

Wydaje mi się, że większość ojców świadomie decyduje się na dziecko dopiero wtedy, kiedy może zapewnić mu jakiś rodzaj stabilizacji. Jeżeli tego nie ma, ojcostwo wydaje mi się nieodpowiedzialne. Zresztą poczucie stabilności zależy bardziej od charakteru osoby, niż od zawodu, który wykonuje. Stanowimy dla Frani oparcie i niezależnie od okoliczności staramy się stwarzać jej komfortowe warunki. Jak coś nie do końca nam wychodzi, mocno to przeżywamy.

Czy córka inspiruje Cię w pracy?

W projektowaniu podstawą jest wejście w świat użytkownika, a patrzenie na świat oczami dziecka to coś, co robię teraz bardzo naturalnie. Mały człowiek jest inspirujący – pozwala stanąć obok samego siebie i zastanowić się nad życiem. Dzięki dziecku się dojrzewa, człowiek staje się pełniejszy, a poprzez codzienne rytuały wypracowuje głębsze znaczenia dla codziennych czynności. Mamy mniej czasu, dlatego uczymy się działać w bardziej przemyślany sposób. Frania rozwija we mnie również nowy rodzaj cierpliwości. Sprawia, że zatrzymuję się, by powąchać przysłowiowe róże. A z natury jestem bardzo niecierpliwy.

Czy to, że projektujesz, ma wpływ na to, jak wychowujesz córkę?

W pracy myślę projektowo – jest zadanie, powstają koncepcje, potem projekt, który trzeba zrealizować. Kiedy próbujemy ułożyć sobie życie z Franią, to też jest w pewnym sensie pewien „projekt”. Staramy się podchodzić do niego kreatywnie. Dlatego kiedy była mała zapisaliśmy Franię do eksperymentalnego żłobka, do którego uczęszcza piątka maluchów. Zajmuje się nimi opiekunka wraz z jednym z rodziców. My z Gosią mieliśmy dyżur w piątek, a do samego żłobka codziennie zawoziłem córkę, biegnąc.

Biegnąc?

Tak, Frania miała wózek na dużych kółkach – taki do biegania z dzieckiem. Od czasu, kiedy była jeszcze „naleśnikiem”, jeździła ze mną, kiedy sam biegałem. Wieczorem w dni, kiedy Gosia chodzi na jogę, ja kąpię i czasem usypiam Franię. Siłą rzeczy to mama jest bliżej dziecka w pierwszych latach jego życia, dlatego staram się włączyć w jak najwięcej działań związanych z Franią. Kiedy Gosia karmiła ją w nocy, przynosiłem małą do łóżka, aby być częścią całego procesu. Bardzo łatwo jest z niego wypaść.

Co jeszcze robisz razem z córką?

Wyklejamy na ścianach, gotujemy razem – Frania uwielbia mieszać. Robimy razem wycinanki, ostatnio wyszywałem misia Frani, aby stał się bardziej osobisty. Zbudowaliśmy też już razem kilka mebli. Ale naprawdę niewiele potrzeba, by ugościć w domu nowego członka rodziny. Staramy się raczej nie dopuścić do tego, by córkę zawaliły kolejne prezenty.

Dlaczego?

Chcemy, by wyobraźnia Frani rozwijała się pod wpływem otoczenia, ale niech to nie będą różowe, plastikowe, migające zabawki. Bliskie jest mi działanie oparte na dialogu z materią, na autentyczności, na korzystaniu z istniejącego potencjału. Nie interesuje mnie sztuczne ulepszanie przedmiotów, by były „atrakcyjniejsze” lub lepiej się fotografowały. Podobnie jest z rzeczami dla dziecka.

Czy córka ma już komórkę?

W domu mamy iPada, z którego puszczamy muzykę i czasami jakąś bajkę, ale nie ma stacjonarnego komputera ani telewizora. Frania często dzwoni z mojego telefonu w różne miejsca, o czym dowiaduję się po jakimś czasie. Zmienia mi też dzwonki. Ale nie jest uzależniona od elektroniki – łatwo zainteresować ją czymś bardziej analogowym. Bez płaczu porzuca iPhone’a i bawi się innymi przedmiotami.

Chciałbyś, żeby Twoja córka została projektantką?

Projektowanie to ciekawa kombinacja sztuki, nauk społecznych, psychologii, rzemiosła, technologii i biznesu. To pasja, która przenika się ze wszystkim, np. nasze podróże są na ogół prywatno-zawodowe. Bardzo możliwe, że bezwiednie zarażamy nią Franię, ale zupełnie nie zastanawiamy się nad tym, czym miałaby się zajmować. To powinno wynikać z niej samej, a nie z oczekiwań otoczenia.

Kikimora

Tomek Rygalik

Tomek Rygalik urodził się w łodzi w 1976. Przez dwa lata studiował architekturę na Politechnice Łódzkiej. w 1999 roku ukończył wydział Industrial Design na Pratt Institute w Nowym Jorku. Po ukończeniu studiów współpracował jako konsultant z wieloma firmami projektowymi w Stanach Zjednoczonych, w tym z Kodakiem, Polaroidem, MTV, Perkinelmer, Dentsply, Unilever, Dupont, itd. W 2003 roku rozpoczął studia magisterskie w Royal College of Art w Londynie. Po ich ukończeniu w 2005 roku został pracownikiem naukowym w zespole badawczym przy Rca. W tym samym czasie założył własne studio projektowe (studio Rygalik) z siedzibą w Londynie i Łodzi. od 2008 prowadzi zajęcia na ASP (pracownia Pg13), a w 2009 na stałe przeniósł się do Warszawy.