Odpowiedzialność to wielka przyjemność

Kikimora

top 303 AVENUE, biżuteria MOKOBELLE

  

Była modelka. Vice Miss Polonia. Współwłaścicielka Agencji. Samotna matka. Szczęśliwa i odpowiedzialna za własne szczęście. Bogna Sworowska.

wywiad KATARZYNA ZWOLIŃSKA / VIVA!

zdjęcia MARLENA BIELIŃSKA

 

Jej życie mogłoby być inspiracją scenariusza filmowego. Gdy miała szesnaście lat, przypadkowo spotkała na swojej drodze fotografów Lidię Popiel i Marka Czudowskiego, którzy namówili ją na sesję fotograficzną. Jej kariera, jak sama żartuje, zaczęła się na balkonie pełnym bratków, bo właśnie w takiej scenerii powstały jej pierwsze fotografie. Z balkonu wystrzeliła w świat niczym z procy, wspominają jej znajomi. Wkrótce pracowała jako modelka w Mediolanie i w Stanach Zjednoczonych. Wiele lat spędziła w Paryżu. Aż do tragicznego wydarzenia, kiedy na jej oczach zginął jej ukochany. Porzuciła światową karierę i zajęła się PR i marketingiem. Dzisiaj jest współwłaścicielką świetnie działającej agencji PR. Na wywiad umawiamy się w jednej z warszawskich kawiarni. Bogna Sworowska od razu mnie pyta: „Wiesz, że są aż 24 rodzaje odpowiedzialności?”. Właśnie o tym będziemy rozmawiać. O odpowiedzialności. Tej prywatnej i tej zawodowej.

Kikimora

top 303 AVENUE, biżuteria MOKOBELLE

Jesteś odpowiedzialna?

Tego mnie nauczono w domu. Dopóki mieszkałam z rodzicami, obserwowałam, jak dbają o mnie, o siebie nawzajem, o innych ludzi, o pracę. Jak przez kilka czy kilkanaście lat człowiek tak patrzy, to się w końcu tego uczy. Najpierw byłam odpowiedzialna sama za siebie, z czasem stałam się odpowiedzialna za innych. Jest to dla mnie naturalne i zupełnie normalne. Rodzice wskazywali drogę mnie i mojemu bratu. Pokazywali, że trudno żyć bez odpowiedzialności, bez bycia obowiązkowym, bez szanowania innych i siebie. A tak naprawdę, cały czas uczę się być odpowiedzialną, bo na każdym etapie życia odpowiedzialność jest inna. Gdy mieszkałam z rodzicami, byłam odpowiedzialna za to, żeby im pomagać, utrzymać porządek w pokoju i się dobrze uczyć. Potem stałam się odpowiedzialna za pracowników, współpracowników i oczywiście za mojego syna Ivana. Kiedyś za mnie odpowiedzialni byli rodzice. Teraz role się zamieniły, bo oni są przecież coraz starsi.

Odpowiedzialność nie jest ciężarem?

Dla mnie nie. To jest dla mnie wielka przyjemność, bo jestem odpowiedzialna za cudownych ludzi, którzy są wokół mnie.

Jesteś samotną matką. To dopiero jest odpowiedzialność!

To prawda, ponieważ na co dzień muszę być i matką, i ojcem jednocześnie. Staram się wychować Ivana na fajnego człowieka. Chcę, żeby nauczył się tego, czego ja się nauczyłam w swoim rodzinnym domu, mimo że jego rodzina wygląda zupełnie inaczej.

A jak to wygląda? Jesteś Ty i on?

Jest też tata, który na co dzień mieszka w Paryżu. Jest partnerka taty i jej dzieci. Jest mój partner. Stworzyliśmy wielką patchworkową rodzinę, w której każdy ma swoje miejsce. Jest w niej dużo dzieci, dużo domów, w różnych miejscach na świecie. Wzajemnie się odwiedzamy, w miarę możliwości staramy się jak najwięcej czasu spędzać razem.

Dziecku musi być jednak ciężko odnaleźć się w takiej sytuacji.

Wytłumaczyłam Ivankowi, że każda osoba wybrana przeze mnie czy przez tatę jest dodatkową osobą, która będzie go lubić, albo może nawet kochać. Jakoś to do niego dotarło. Po rozwodzie nie zostawiliśmy go samego ze swoimi przemyśleniami i zmartwieniami. Długo mu tłumaczyłam, że to, że już nie jesteśmy razem, nie znaczy, że go nie kochamy. Wszystko odbywało się i odbywa stopniowo. Powolutku udało nam się zbliżyć rodziny i teraz jest świetnie.

Trudno jest po rozwodzie zachować tak dobre relacje. O tym się teraz dużo mówi, ale dużo rzadziej widzi. Jak ci się to udało?

Ale to przecież też jest właśnie odpowiedzialność! Skoro już się rozstajemy, to musimy zrobić to tak, żeby dziecko było jak najmniej pokrzywdzone. Ivan widzi, że choć nie jesteśmy razem, dbamy o siebie, ufamy sobie, a przede wszystkim wspólnie dbamy o niego. To jest nasza inwestycja w jego przyszłość. Kiedy będzie zakładał swoją rodzinę, będzie miał skąd czerpać wzorce i ja bardzo o to dbam.

Czyli Wasz rozwód przebiegł spokojnie, bez awantur, i od razu zostaliście przyjaciółmi?

Ależ skąd. Rzadko bywają łatwe rozwody. Nasz był trudny. Przecież temu towarzyszą emocje, trudne uczucia. Wydaje mi się, że łatwiej się rozstać, kiedy nie ma dziecka, ale my mieliśmy Ivana. On nas połączył do końca życia.

To Ty byłaś osobą, która dążyła do zbudowania między Wami dobrej relacji?

Ktoś musiał to zrobić. Trwało to półtora roku. W tym czasie opadły emocje i mogliśmy spokojnie zacząć budować nasze relacje od nowa. Zaczęliśmy spokojnie rozmawiać. A to jest trudne, bo ludzie nie chcą poruszać tematów, które bolą, są skomplikowane i najczęściej bardzo niewygodne. Dlatego potrzebowaliśmy tyle czasu. To nie była łatwa droga i w zbudowanie relacji musieliśmy włożyć naprawdę dużo pracy.

Udało się. Wszyscy jesteście zadowoleni.

Zbudowaliśmy nowy wielki dom, w którym wszyscy czują się bezpiecznie. Dzieci, rodzice, nowi partnerzy rodziców. Ten nowy świat bardzo mi się podoba i widzę, że mojemu byłemu mężowi też. Życie dookoła jest tak stresujące, że nie mogę pozwolić na to, żeby dom był kolejnym źródłem niepokoju.

Jak wyglądają Wasze spotkania z Ivanem i jego tatą?

On zawsze nocuje u nas. Witamy się, całując się w policzki, przytulamy, robimy sobie prezenty.

To nie jest dla Ivana mylące? Może przecież pomyśleć, że skoro jesteście dla siebie tacy życzliwi, to może uda się, żebyście znów byli razem?

Teraz już tak nie myśli. Ale pytał nas, czy to jest możliwe. Zawsze dostawał taką samą odpowiedź: nie. To go oczywiście nie satysfakcjonowało i znów do tego wracał, ale teraz już wie, że tak nie będzie. Poznał też w końcu nową partnerkę taty, pojechali wszyscy razem na wakacje. I świetnie się musiał bawić, bo w ogóle do mnie nie dzwonił.

Z tatą na wakacje, z Tobą do szkoły. Chyba masz trochę gorzej.

O, tak. To na mnie spada odpowiedzialność za jego edukację i wychowanie. Zdarza mi się usłyszeć, że mnie nienawidzi, bo znów musi się uczyć. Warszawa i ja kojarzymy mu się ewidentnie ze szkołą. Ale jestem konsekwentna i staram się, żeby faktycznie mnie nie znienawidził. Na szczęście z jego tatą wspólnie ustaliliśmy, jak chcemy go wychować, jakie wartości chcemy mu przekazać. Pod tym względem jesteśmy zgodni. Nie ma znaczenia, czy jest ze mną, czy z tatą. Musi czytać książki, musi się uczyć. Jak był ze mną na wakacjach, czytał „Małego księcia” po polsku. Jak był z tatą, czytał tę samą książkę po francusku.

Czytał i się buntował?

Buntował się, bo jak większość dzieci niestety nie lubi czytać. Ale znalazłam na niego sposób. Podsunęłam mu historię życia Messiego. Na początku nie chciał, wolał grać w piłkę, niż czytać o jakimś piłkarzu, ale się wciągnął. I nawet nie oszukiwał, bo w pewnym momencie zaczął zadawać pytania, drążyć temat. Mam więc nadzieję, że wyszukując mu fajne książki, zaszczepię mu miłość do czytania. Z tym Messim to było tak, że codziennie po śniadaniu musiał przeczytać trzy rozdziały. Tak się umówiliśmy.

Tak mu kazałaś! Jesteś bardzo rygorystyczna.

Tego też nauczyłam się w domu. Ale nie jestem osamotniona, bo mój były mąż mnie wspiera. Jak Ivan jest u niego w Paryżu, nieważne, czy na weekend, wakacje, czy święta, zawsze dwie godziny dziennie pracują. Na przykład powtarzają rzeczy, które trudniej idą mu w szkole. A to się zdarza, bo chodzi do francuskiej szkoły i wszystkie przedmioty oprócz oczywiście polskiego i historii ma po francusku. Tata więc mu tłumaczy to, czego nie zrozumiał.

Dziesięciolatek bardzo potrzebuje męskiej ręki. Widzę, że starasz się mu to zapewnić.

O, tak! Dziesięciolatek to jest ogromne wyzwanie. I oczywiście, na ile pozwala na to odległość, staram się, by tata miał jak najwięcej do powiedzenia. W tym roku po raz pierwszy pojechali razem na długie, trzytygodniowe wakacje. Wcześniej jeździli razem, ale na krócej.

Jest też Twój partner…

Ale on nie ingeruje w wychowanie Ivanka.

Dźwigasz ogromną odpowiedzialność, żeby to wszystko było poukładane tak, jak trzeba. Jesteś bardzo silną kobietą.

Przyznam szczerze, że czasami mi się nie chce i brakuje mi cierpliwości. Ale tak, jestem silną kobietą, która ze wszystkim da sobie radę. Aż mi samej czasami to przeszkadza. Muszę się bardzo starać, żeby moja siła nie pozbawiła siły Ivana. Ale widzę, że daje sobie radę. Czasem ktoś przyłoży jemu, czasem on komuś. Idziemy wtedy razem, przepraszamy, ale ja w duchu się cieszę, że on sobie radzi. Jestem przeciwna bezstresowemu wychowaniu. Nie ma czegoś takiego. Jest po prostu wychowanie. Kropka. Zarówno ojciec Ivana, jak i ja zostaliśmy wychowani w ogromnej miłości, ale z dużym elementem dyscypliny. I tak staramy się wychować naszego syna. Ivan wie, że jest bardzo kochany, wręcz uwielbiany, ale że całe życie nie kręci się wokół niego.

Musi zrozumieć, że Ty masz też swoje życie?

To jest trudne, bo ja sama dopiero uczę się tego, że mam swoje życie. Rok temu dotarło do mnie, że wszystko podporządkowałam dziecku, że żyję jego życiem. Miałam moment euforii, zachwytu nad dzieckiem, a teraz postanowiłam to trochę zmienić.

Moment? Dziewięć lat!

To był długi moment (śmiech). Wiesz, Ivan był bardzo wytęsknionym i wyczekiwanym dzieckiem. Przeszliśmy długą drogę, żeby go w ogóle mieć. W końcu udało się i zostałam matką w późnym wieku. Być może dlatego ta fascynacja nim była tak ogromna, że zupełnie zapomniałam o sobie. Zajmowałam się nim i pracowałam, i tak w kółko. Rok temu pomyślałam, że tak nie może być, bo daję mu zły przykład. On musi wiedzieć, że moje potrzeby są równie ważne, jak jego. I że chcę iść do kina z przyjaciółmi, na masaż czy na kolację, a nawet, że troszkę muszę popracować w domu.

Kikimora

top 303 AVENUE, biżuteria MOKOBELLE

I jak Wam idzie?

Rozumie to, choć czasem się buntuje na to moje domowe pracowanie. Staram mu się uświadomić, że żeby fajnie żyć, trzeba na to życie zarobić. On ma już dziesięć lat i musi wiedzieć, że pieniądze nie biorą się znikąd. Dlatego zawsze zabieram go na zakupy – żeby wiedział, co ile kosztuje. Mówię mu też, ile kosztują nasze wakacje. Musi nauczyć się oszczędzać. Oczywiście, dostaje kieszonkowe, bo w tym wieku ma już swoje „okołoszkolne” potrzeby, ale jeśli ma jakieś marzenie, musi sobie na to zarobić. Forma zarobku jest dowolna i dopasowana do wieku. I tłumaczę mu, że jego obowiązkiem jest nauka, a moim praca, żeby mieć pieniądze na to, by nasz dom funkcjonował jak należy.

Jesteś nadopiekuńcza?

Tak! Ale staram się zmienić. Dlatego puściłam Ivana na trzytygodniowe wakacje z tatą. Nie dzwoniłam, nie zamartwiałam się. Uczę samodzielności Ivana, ale też samą siebie.

Nie było Ci smutno, że tak długo będziesz bez niego?

Prawdę mówiąc, jak wracałam z lotniska, to tak mi się ręce trzęsły, że aż spowodowałam stłuczkę.

Z tęsknoty?

Przeżywałam sam lot. On oczywiście leciał z tatą, ale i tak było to dla mnie stresujące. Potem ze dwa dni odczuwałam wielką pustkę, a przede wszystkim dokuczała mi panująca w domu cisza. A potem poczułam, że na chwilę ktoś zabrał mi tę odpowiedzialność i mogę poszaleć tak jak wtedy, gdy byłam młoda (śmiech).

Co zrobiłaś w życiu najbardziej nieodpowiedzialnego?

Dawno temu byłam naprawdę zwariowana. Na przykład zakochałam się i uciekłam z domu. Miałam 17 lat i trwało to tylko chwilę, bo moi rodzice szybko się dowiedzieli, gdzie jestem. Miałam już wtedy za sobą pierwsze doświadczenia jako modelka, ale rodzice bardzo mnie pilnowali.

Jeździli z Tobą na sesje zdjęciowe?

W Polsce tak. Potem, gdy przeniosłam się do Mediolanu, musiałam radzić sobie sama. Może dlatego pierwsze zarobione pieniądze przepuściłam na ciuchy. I zupełnie zapomniałam, że potrzebne mi będą na jedzenie. A wydałam wszystko. Nigdy wcześniej takich pieniędzy nie widziałam i aż zgłupiałam. Poszłam potem do mojej agencji modelek i powiedziałam co zrobiłam. Moja bookerka zrobiła wielkie oczy, ale ponieważ wiedziała, że mam dużo pracy przed sobą i będę miała z czego oddać, pożyczyła mi pieniądze. Tak się uczyłam być odpowiedzialna sama za siebie. Ale byłam taka szczęśliwa, bo nigdy wcześniej nie mogłam sobie pozwolić na takie ubrania. Lubiłam też balangować. Zdarzało mi się iść na zdjęcia prosto z imprezy. Myślę, że wtedy nadwerężyłam swoje zdrowie, ale odczuję to dopiero za jakiś czas.

Uczyłaś się na własnych błędach?

Tak, i wiem, że Ivan też będzie tak robił. Nie ma szans, żeby nauczył się na moich. I muszę mu na to pozwolić. Trochę się boję, bo teraz dzieci mogą ich popełnić dużo więcej, niż ja jak byłam młoda.

Mają więcej możliwości.

Jest więcej pokus i zagrożeń. I boję się, czy dam radę go uchronić. Internet, narkotyki, pedofilia, alkohol – jest tego cała masa. Cały czas się uczę jak z nim postępować. Działam metodą prób i błędów.

W życiu zawodowym też? Jesteś przecież odpowiedzialna za firmę.

Na szczęście mam wspólnika.

Na szczęście? Dla większości to raczej nieszczęście.

Dlatego, że to są trudne relacje i często ludzie rozstają się w nienawiści. Zazwyczaj chodzi o pieniądze, które negatywnie wpływają na nasze zachowanie. Ludzie zapominają, że one są ważne, ale nie najważniejsze. Ja na szczęście nie mam takich doświadczeń. Zawsze czułam się bezpieczniej z drugą osobą. Z pierwszą wspólniczką pracowałam pięć lat i rozstałyśmy się z powodów życiowych, ale jesteśmy przyjaciółkami. A z Moniką jesteśmy już razem dziesięć lat. Nawet w małżeństwie nie wytrwałam tak długo (śmiech).

Jak to się stało, że zajęłaś się PR-em? Przecież byłaś modelką.

W moim życiu wydarzyła się wielka tragedia. I nie chciałam już wracać do tego, co było przed. Przyjaciołom zawdzięczam to, że mnie wyciągnęli z depresji i wymyślili, co mogłabym robić innego. Uradzili, że sprawdziłabym się w marketingu i PR. I rzucili mnie na głęboką wodę. Wszystko działo się w Paryżu. Zaczęłam więc tam chodzić do szkoły, a jednocześnie znajomi zaproponowali mi pracę u nich w firmie. Zgodziłam się pod warunkiem, że nie będą dawać mi forów. Na dzień dobry dostałam do prowadzenia duży projekt na Rosję. Przydała się wtedy moja znajomość języka rosyjskiego. Chyba byli ze mnie zadowoleni, bo awansowałam.

Skoro tak świetnie szło, dlaczego wróciłaś do Polski?

Przez przypadek dowiedziałam się, że Mariusz Walter otwiera telewizję i szuka rzecznika prasowego. Wysłałam swoje CV, choć tak naprawdę nie wiedziałam po co. I wcale nie chciałam wracać. Ale dostałam tę pracę. Po raz kolejny zmieniłam swoje życie. Po dwóch latach założyłam firmę. Wiedziałam, że nie nadaję się do pracy w korporacji i to była jedyna możliwość. Działam już piętnaście lat i jestem w stanie zrealizować każdy projekt w wielu językach. Mówię po polsku, rosyjsku, francusku, angielsku i jak bym się bardzo uparła, to po włosku. Okazuje się, że jak człowiek chce, to wszystko może. W naszej firmie ja zajmuję się księgowością, choć przedmioty ścisłe to dla mnie czarna magia.

Twoi znajomi śmieją się, że niestety nie mogą o Tobie powiedzieć nic negatywnego.

Naprawdę? To miłe.

I opowiadają o Twoim kalendarzu.

Wiem, że krążą o tym legendy. Codziennie zapisuję rzeczy do zrobienia. I nie zasnę, jeśli wszystkie nie zostaną odhaczone jako wykonane.

Żartujesz? To męczące.

Wiem! I dlatego uczę się spontaniczności, bo na razie nie umiem zamknąć tego kalendarza i znienacka zrobić sobie pół dnia wolnego. Chyba nie czułabym się z tym dobrze. Ale kiedyś spróbuję.

Abraham Lincoln mówił, że po czterdziestce każdy jest odpowiedzialny za wygląd swojej twarzy. (śmiech) Super! To jest dużo głębsze niż się może wydawać. Myślę, że nie chodziło mu o fizyczność, tylko o przeżycia, jakie się na niej odbijają. Nie chodzi o to, czy o siebie dbamy, czy się botoksujemy i naciągamy. Najgorsze w naszych czasach jest to, że od tych wszystkich zabiegów tych emocji często nie widać (śmiech). Ja nie boję się upływającego czasu. Nie martwię się fizycznymi zmianami. Z wiekiem człowiek staje się coraz grubszą i coraz ciekawszą książką, którą chce czytać i czytać. Żeby być odpowiedzialnym i szczęśliwym człowiekiem, trzeba ją przeczytać od a do z i zaakceptować.

A Ty? Zaakceptowałaś?

Pytasz, czy siebie lubię? Moje życie było i bardzo cudowne, i bardzo dramatyczne. Ale stworzyło ze mnie osobę, którą lubię. Lubię moje odbicie w lustrze, bo widzę ciepłego, pełnego dobrych emocji i empatii człowieka. Staram się żyć tak, żeby nie zapomnieć, co w tym zwariowanym świecie jest najważniejsze. My. Ludzie.

 

stylistka AŚKA CIESIELSKA/ VAN DORSEN TALENTS

asystentka stylisty KANIA KAMInŃSKA

Zdjęcia do sesji zostały wykonane przy użyciu aparatu Olympus Pen e-Pl7 .