Należy zaspokoić naturalną ciekawość

Kikimora

Ojciec i syn. Należą do czołówki najlepszych polskich seksuologów. W licznych artykułach i książkach uczą Polaków, że seks nie powinien być tematem tabu. Mimo że wspólnie prowadzą klinikę, mają tak napięty plan dnia, że trudno spotkać ich tam w tym samym czasie. Zbigniew Lew-Starowicz i Michał Lew-Starowicz specjalnie dla naszych czytelników opowiadają o dziecięcej seksualności, o tym, jak rozmawiać z dziećmi o seksie i odpowiadają na parę nurtujących wszystkich rodziców pytań.

wywiad AGATA NAPIÓRSKA

zdjęcia TAMARA PIEŃKO

 

Czy to prawda, że lepiej uczyć dzieci nazywać rzeczy po imieniu – penis i pochwa, zamiast siusiaka, ptaszka, pisi, cipki itd.?

Zbigniew Lew-Starowicz: Upłynie jeszcze sporo czasu, nim nauczymy się mówić wprost. Wciąż mamy w społeczeństwie pewną pruderię. A sprawa jest jasna: mamy ciało i wszystkie części ciała mają swoje nazwy. Jest penis i jest pochwa. Dlaczego mielibyśmy mówić inaczej? Przecież dzieci wiedzą już, jak korzystać z Internetu, mogą sobie same wszystko znaleźć. To rodzice mają problem z tego rodzaju nazewnictwem, a dzieci mogą się z tych wymyślanych przez dorosłych określeń co najwyżej śmiać.

Kiedy powinno się zacząć rozmawiać z dzieckiem o seksie?

Z.L.-S.: Nie należy wychodzić przed szereg i podawać więcej informacji niż potrzeba. Dziecko samo daje znać, czym jest zainteresowane. Kiedy zadaje pytania, trzeba odpowiadać. A zaczyna je zadawać w wieku przedszkolnym, czyli kiedy ma trzy-cztery lata. Tę naturalną ciekawość należy zaspokoić. Dzieci zadają najrozmaitsze pytania, niektóre mają zainteresowania na poziomie niemalże naukowym – będą rozpatrywały zagadnienia aż do poziomu komórki – inne pozostaną przy ogólnikach. Większość dzieci usłyszy odpowiedź i pójdzie się dalej bawić. Ważne, żeby odpowiadać wprost, bez ogródek, bo naprawdę nie ma po co kręcić.

A jak to było z Pana dziećmi?

Kikimora

 

Z.L.-S.: Wobec swoich dzieci zachowywałem się różnie. Raz musiałem ze szczegółami odpowiadać, jak to wygląda, gdy dochodzi do zbliżenia, że penis jest w pochwie. Drugiemu dziecku wystarczyła ogólna informacja: rodzice się kochają. Dowiedziało się i wróciło do swoich zabaw. Potem dałem dzieciom książki. W PRL-u dostępne były książki Zygmunta Janczewskiego, całkiem dobre jak na tamte czasy. Teraz książek o edukacji seksualnej jest od groma. Ale większość do niczego się nie nadaje. Przydałby się jakiś przewodnik po książkach seksualnych dla dzieci.

Czy w kolejnym pokoleniu jest podobnie?

Michał Lew-Starowicz: Dzieci spontanicznie interesują się sprawami płci i na bieżąco staram się odpowiadać na ich pytania. Młodsze uczy się także od starszego, co pozwala obserwować, jak to drugie przyswoiło informacje. Nie robię swoim dzieciom specjalnych lekcji o seksualności, u nas w domu to temat jak każdy inny. Sporym ułatwieniem jest fakt, że zajmuję się tematyką seksu zawodowo, natomiast również ubolewam nad jakością dostępnych na rynku pomocy naukowych.

Może powinni Panowie taki przewodnik napisać? Warto wspomagać się książkami?

Z.L.-S.: Ważne, żeby rodzice sami rozmawiali z dziećmi w wieku przedszkolnym, książki przydają się bardziej w wieku dojrzewania. Nie wolno jednak kierować się kategorią wieku. Dzieci oglądają pornografię już w dziewiątym roku życia. Jeśli wyczuwamy, że jest zainteresowanie danym tematem – wyjdźmy naprzeciw z informacją.

M.L.-S.: Napisanie przewodnika dla rodziców od dawna chodzi nam po głowie. Główną przeszkodą jest natłok innych obowiązków i cicha nadzieja, że ktoś nas wcześniej wyręczy. Z drugiej strony, słysząc często o potrzebie edukacji od dorosłych, postanowiliśmy uruchomić w naszym Centrum Terapii szkolenia dla rodziców – jak rozmawiać z dziećmi na temat seksualności. Mamy też w planach opracowanie bardziej obszernego podręcznika edukacji seksualnej dla profesjonalistów, głównie pedagogów, psychologów i lekarzy. Niewykluczone, że wreszcie powstanie też coś dla rodziców.

Czy często do Panów kliniki trafiają rodzice z dziećmi? Z jakimi problemami?

Kikimora

M.L.-S.: W przypadku dzieci najczęściej chodzi o podejrzenia nieprawidłowego rozwoju psychoseksualnego, zaniepokojenie określonymi zachowaniami w relacjach z rówieśnikami, czy w związku z masturbacją. Częściej jednak rodzice towarzyszą tym dzieciom w wieku dojrzewania, które zaczęły ujawniać chęć zmiany płci lub otwarcie mówią o swojej homoseksualności.

Skorzystam z okazji i pozwolę sobie zadać Panom, jako największym w kraju ekspertom od seksualności, kilka pytań, które zwykle trapią rodziców. Jak to jest z dziecięcą masturbacją?

Z.L.-S.: Istnieje. I jest sprawą normalną. Jest coś takiego jak skala zachowań seksualnych Johnsona – rozpisane są na niej normalne zachowania seksualne, te na pograniczu i te patologiczne. To odpowiedź na wszystkie pytania i obawy.

M.L.-S.: W praktyce najczęściej obserwuję trzy postawy rodziców. Pierwsza to obawa, że masturbacja dziecka jest objawem zaburzenia, za czym idzie pytanie o leczenie. Druga to akceptacja, czasem tylko potrzeba potwierdzenia, że wszystko jest ok. Trzecia dotyczy bardziej uporczywej i kompulsywnej masturbacji u zdrowego skądinąd dziecka – tu niestety rodzicom nieraz trudno jest zaakceptować, że może to wynikać z napiętej sytuacji w domu i potrzeby rozładowania napięcia oraz że należy zacząć pracę od poprawienia relacji w rodzinie.

Jak oswajać dziecko z nagością? Czy w ogóle sięgać po jakieś sposoby, czy to przychodzi naturalnie?

Z.L.-S.: Nie narzucajmy rodzicom wyborów. Zbyt często próbuje się dzisiaj wychowywać ludzi. Wychowywać chcą wszyscy: dziennikarze, politycy, księża. Jeśli rodzice chcą chodzić po domu nago, bo dla nich to jest fajne, to niech sobie chodzą. Innym może to nie odpowiadać. To jest sprawa strefy komfortu osobistego. Nie ma wpływu na dziecko, jedynie oswaja je z nagością. Dla dziecka będzie to naturalne, nienaturalne może być co najwyżej dla pań nauczycielek, jak się o tym dowiedzą, lub dla późniejszego partnera, który nie wyniósł z domu podobnych przyzwyczajeń. Jeśli zwiąże się z kimś z rodziny o purytańskich poglądach, będzie zderzenie.

Co zrobić, gdy dziecko zobaczy rodziców podczas seksu?

Z.L.-S.: Mówić: kochaliśmy się. Trzeba wyjaśnić dziecku, że nie ma podstaw do strachu. Jeśli dziecko zastanie rodziców in flagranti, trzeba po prostu spokojnie wszystko wytłumaczyć.

M.L.-S.: Zamiatanie tematu pod dywan rodzi tylko niepotrzebne fantazje i błędne interpretacje zdarzenia. Rodzice powinni w pierwszej kolejności zapewniać dziecku poczucie bezpieczeństwa.

Czy szkoła powinna uczyć o seksualności?

Z.L.-S.: Optymalnym miejscem edukacji seksualnej jest dom rodzinny. Szkoła powinna co najwyżej pomagać, uzupełniać. Najczęściej jest jednak odwrotnie. Ale podstawy edukacji seksualnej dzieci powinny kształtować się w domu. A jeżeli mamusia przy oglądaniu telewizji zasłania dzieciom oczy i robi się cała czerwona, to potem takie dziewczyny, owoce błędnego wychowania, trafiają do mojego gabinetu – bo pochwa kojarzy im się jedynie z miesiączką i porodem. Na szczęście takich zachowań jest coraz mniej, część rodziców postępuje sensownie.

Jak chronić dziecko przed złym dotykiem?

Z.L.-S.: Żyjemy w świecie pełnym niebezpieczeństw i zachowań wobec dzieci. One rosną. Czasem nie bez winy samych rodziców – jeśli matki pozwalają sześciolatkom malować rzęsy i usta, to jest to woda na młyn pedofilów. I duży błąd wychowawczy. Pedofilia istnieje. Dzieci są potencjalnie zagrożone, choć nie wolno wywoływać epidemii strachu. Powinno się mówić dzieciom: nie jedź windą z obcym, poczekaj, aż przyjdzie starsza pani.

Dziecko pyta: dlaczego?

Z.L.-S.: Odpowiadamy: dlatego, bo nawet sympatycznie wyglądający ludzie też mogą zrobić ci krzywdę.

Dziecko pyta dalej: jaką krzywdę?

Z.L.-S.: I dalej tłumaczymy: Pan będzie cię dotykał, wsunie ci ręce w majteczki. Znowu – należy mówić wprost. Nie należy jednak przesadzać. Czasami wujek w czułości sadza krewniaczkę na kolanach. W 20 proc. przypadków nadinterpretowujemy te zachowania. Nie da się wychować społeczeństwa, można uczulić i pamiętać o tym, by nie histeryzować. Uczula się na zły dotyk, bez histerii, tak by dziecko miało ograniczone zaufanie do obcych osób. Niech wie, że można się przytulać, obejmować, ale też, że trzeba uważać i odsuwać się, gdy ktoś gładzi po udzie.

Czy polscy rodzice potrafią rozmawiać z dziećmi o seksie?

M.L.-S.: Rzadko, ale przynajmniej część z nich o tym otwarcie mówi i chce to zmienić. Edukacja seksualna w szkołach jest tematem mitycznym i politycznym, ale, co podkreślaliśmy już w naszej rozmowie, najważniejszym miejscem pozyskiwania wiedzy i kształtowania zdrowej seksualności powinien być dom.