W salonie wyobraźni

Kikimora

ilustracje: Emilia Bartkowska

Automaty z tektury, wazon w kształcie węża ze złamanym sercem, łąkowe rajstopy albo kartoteka potworów, o których nie śniło się hollywoodzkim filmowcom – to zaledwie kilka przykładów wykorzystania dziecięcej kreatywności w dorosłym świecie. I dowód na to, że niczym nieograniczona wyobraźnia naprawdę potrafi czynić cuda.

tekst MAREK ŚWIRKOWICZ

ilustracje EMILIA BARTKOWSKA

Latem 2011 r. dziewięcioletni Caine Monroy bardzo się nudził. Miał akurat wakacje i całymi dniami przesiadywał u ojca, który prowadził w przemysłowej części Los Angeles sklep z używanymi częściami do samochodów. Gdy podejmowane przez rezolutnego malca próby sprzedawania nielicznym klientom napojów z automatu czy motoryzacyjnych gadżetów nie przyniosły oczekiwanego skutku, Caine postanowił zrobić coś całkiem innego. Na zapleczu sklepu znalazł mnóstwo tekturowych pudeł, z których w ciągu kilku tygodni własnoręcznie skonstruował… salon gier. Znalazły się tam m.in. labirynty, minikoszykówka, piłkarzyki czy cymbergaj. Była też kartonowa kasa, żetony i pomysłowy mechanizm wydawania talonów na nagrody, którymi miały być w założeniu resoraki z domowej kolekcji oraz różne drobne gadżety kupione w sklepie „wszystko za dolara”. Brakowało tylko jednego elementu – graczy.

Minął blisko miesiąc, zanim wreszcie pojawił się ktoś, kogo udało się chłopcu namówić na partyjkę. Tym kimś był lokalny filmowiec Nirvan Mullick, który potrzebował akurat zapasowej klamki do swojej Toyoty. I przy okazji – trochę dla zabawy, a trochę z ciekawości – postanowił spróbować swoich sił w „Salonie Caine’a”. Zafascynowała go nie tylko pomysłowość chłopca, ale też jego kreatywna postawa w kwestiach biznesowych. Monroy zaproponował mu bowiem dwie opcje. Za jednego dolara mógł rozegrać cztery kolejki, ale jeśli zdecydowałby się wydać dwa dolary, dostałby specjalny „Fun Pass”, uprawniający aż do 500 gier. Mullick oczywiście wybrał tę drugą możliwość – i spędził przy tekturowych automatach dobrych parę godzin. Gdy na odchodnym dowiedział się od ojca małego przedsiębiorcy, że był jego pierwszym klientem, postanowił coś z tym zrobić.

I zrobił. W październiku 2011 r. za pośrednictwem Facebooka i popularnego w USA serwisu Reddit zorganizował flash mob, namawiając ludzi do jednoczesnego odwiedzenia Salonu Caine’a (który zyskał już oficjalnie taką nazwę), nie mówiąc przy tym nic samemu zainteresowanemu. Trudno zatem dziwić się radości malca, gdy nagle zobaczył przed swoimi „automatami” kilkadziesiąt osób, skandujących gromko „Chcemy zagrać”. Od tej pory wszystko się zmieniło. Mullick uwiecznił całą rzecz na krótkometrażowym filmie zatytułowanym „Caine’s Arcade”, który w kwietniu 2012 r. trafił do sieci. Pomysłowy dziewięciolatek z Los Angeles praktycznie z dnia na dzień stał się sławny w całym kraju.

W każdy weekend jego tekturowy salon gier zaczęły odwiedzać setki osób – w tym hollywoodzkie gwiazdy, a jednym z zagorzałych fanów automatów Caine’a jest aktor i piosenkarz Jack Black. W ciągu kolejnych miesięcy cała konstrukcja była prezentowana m.in. w słynnym Exploratorium w San Francisco, film Mullicka zasilił stałą kolekcję nowojorskiego Museum Of Modern Art, a sam Caine nie tylko trafił na strony „Forbesa”, „Wall Street Journal” czy „The Washington Post”, ale też przemawiał jako najmłodszy przedsiębiorca w historii w Szkole Biznesu Uniwersytetu Południowej Kalifornii, wygłosił odczyt na Międzynarodowym Festiwalu Kreatywności we francuskim Cannes, a nawet został zaproszony do Waszyngtonu na spotkanie z sekretarzem edukacji. Dostał też od władz Los Angeles tekturowy klucz do bram miasta.

Okazuje się zatem, że dziecięca wyobraźnia to dużo więcej niż beztroska zabawa i ucieczka od rzeczywistości. To kreatywna eksplozja, o jakiej większość dorosłych może tylko pomarzyć. Bo zbyt głęboko tkwi w utartych koleinach logicznego myślenia i zbyt mocno obawia się porażki. Dzieci nie znają jeszcze takich ograniczeń. Kreatywność, tworzenie czegoś nowego z doskonale znanych elementów oraz wychodzenie poza „dorosłe” schematy i znaczenia to ich naturalny talent. Garść zwyczajnych przedmiotów dziecięce umysły szybko potrafią przerobić na salon gier, królewską komnatę czy statek kosmiczny, prozaiczny grzebień może być dla nich gąsienicą albo dinozaurem, a codzienne sytuacje i problemy interpretują w całkiem inny, niespodziewany sposób, proponując rozwiązania, na które sami nigdy byśmy nie wpadli.

Dzieci pomagają nam mediować między tym, co idealne, i tym, co realne. Ich natura skłania nas do myślenia w sposób elastyczny, wszechogarniający i nieszablonowy” – pisała w katalogu do pasjonującej wystawy „Century Of The Child” kurator nowojorskiego MoMA Juliet Kinchin. A to dlatego, że ich percepcja rzeczywistości głęboko różni się od tej „dorosłej”, dzięki czemu z jednej strony skutecznie zaciera granicę między elementami realnymi oraz fantastycznymi, z drugiej zaś odsłania umowność naszych schematów myślowych. Nic zatem dziwnego, że produkty dziecięcego umysłu niemal na każdym kroku zaskakują nas oryginalnością skojarzeń. Skoro pies widzi świat w tonacji czarno-białej, a kot na kolorowo, to musi przecież oznaczać, że jest w środku kolorowy. Proste, prawda? A jednak mało który z dorosłych byłby w stanie zaproponować podobne wyjaśnienie. Bo – jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi – im więcej wiemy o świecie, tym bardziej nasze pole interpretacji jest tą wiedzą ograniczone.

Warto w tym miejscu wspomnieć o ciekawym eksperymencie przeprowadzonym przez jedną z czołowych światowych specjalistek od dziecięcej psychologii, dr Jacqueline Wooley. Prezentowała ona grupie pięciolatków przykładowe sytuacje z życia i prosiła o ocenę, czy są prawdziwe. Przykład pierwszy: Sara bawiła się z oswojonym pawiem. Odpowiedź dzieci: fałsz. Dlaczego? Bo przecież nikt nie trzyma pawi w mieszkaniu. Przykład drugi: Julia podskoczyła wysoko do góry i nigdy już nie wróciła na ziemię. Zdaniem dzieci to również nieprawda. Bo musiałaby zamieszkać w chmurach, a przecież nikt nie chce mieszkać tam, gdzie nie widać słońca. Widzimy więc, że nawet jeśli dzieci na pierwszy rzut oka odróżniają sytuacje realne od nierealnych, ich sposób interpretacji tej różnicy będzie całkiem odmienny od naszego. Wyobraźnia wciąż jeszcze nie przegrywa z wiedzą, dzięki czemu otwiera drogę do prawdziwie rewolucyjnych pomysłów. Pomysłów, które można następnie skutecznie wykorzystać w całkiem realnym życiu.

Kikimora

ilustracje: Emilia Bartkowska

W jaki sposób? Ot, choćby w dziedzinie, w której kreatywność zawsze odgrywała decydującą rolę, czyli na polu sztuki i designu. Wystarczy tylko pozwolić dzieciom realizować swoje pomysły. Tak jak ma to miejsce np. w muzeum szkła w amerykańskim mieście Tacoma, gdzie od paru lat działa specjalny program pod hasłem „Kids Design Glass”. Najpierw maluchy tworzą na papierze indywidualne projekty, następnie zaś fachowcy nadają im szklane kształty. W ten sposób powstał m.in. kolorowy wazon w kształcie węża ze złamanym sercem, figurka bekonowego chłopca, który podobno jednym spojrzeniem wszystko zamienia w mięso, albo dekoracyjny banan na odrzutowej deskorolce. Pracownicy placówki otwarcie przyznają, że wiele najciekawszych projektów, z jakimi mieli do czynienia, powstało właśnie w ramach tego programu. Bo dzieci nie myślą o tym, jak trudno jest uzyskać ze szkła konkretny kształt czy ile pracy wymaga realizacja ich projektu. Nie narzucają sobie już na starcie technicznych ograniczeń. Dla nich liczy się tylko dobry pomysł.

Oczywiście przetworzenie tego pomysłu w produkt lub dzieło sztuki jest dla artystów i designerów nie lada wyzwaniem. Jeśli jednak podejmą ryzyko i otworzą się na współpracę z dziećmi, rezultaty mogą być zdumiewające. Kilka lat temu znana polska projektantka Natalia Jaroszewska wspólnie z jedną z firm odzieżowych postanowiła stworzyć kolekcję skarpetek i rajstop zaprojektowanych przez grupę kilkulatków. Gotowe produkty były nie tylko bajecznie kolorowe, ale też pełne oryginalnych motywów – obok ukwieconej łąki i zabawnych zwierzątek znalazły się tam m.in. dwukolorowa woda czy wielobarwne odciski dłoni. „Dzieci są znakomitymi obserwatorami i dostrzegają wiele szczegółów, które nam, dorosłym często umykają. Dodatkowo nieposkromiona wyobraźnia dzieci pomaga im tworzyć wyjątkowe i niejednokrotnie zaskakujące prace” – mówiła po zakończeniu akcji jej koordynatorka.

Całkiem odmienny sposób kanalizowania dziecięcej kreatywności zastosował amerykański rysownik Dave Devries, autor niezwykłej książki „The Monster Engine”. Na czym polega wyjątkowość jego pomysłu? Otóż postanowił pokazać światu, jak wyglądałyby fantastyczne stwory rysowane przez małe dzieci, gdyby zostały skreślone ręką profesjonalisty. Przerobił w ten sposób kilkadziesiąt dziecięcych szkiców, a efekt robi naprawdę ogromne wrażenie – i zawstydziłby zapewne niejednego doświadczonego twórcę horrorów czy filmów science fiction. Po wydaniu książki Devries zdecydował się pójść jeszcze dalej i zaczął regularnie odwiedzać dzieci w szkołach, by „na gorąco” przenosić na papier ich fantazyjne pomysły. W ten sposób – jak sam tłumaczy – uczniowie nie tylko uwalniają swoją kreatywność, ale też dają ujście głęboko skrywanym troskom i problemom, które przybierają postać potworów.

Ale sztuka to nie wszystko. Coraz częściej zdarza się również, że dorośli korzystają z porad dziecięcych konsyliów również przy rozwiązywaniu codziennych problemów. W Indiach popularne jest angażowanie uczniów w dyskusje na temat wyzwań, przed jakimi stoją aktualnie lokalne władze – od budowy dróg po kwestie przemocy seksualnej. Z kolei w jednym z amerykańskich miast zwrócono się do grupy dzieci o pomoc w sprawie linii telefonicznych, które wskutek intensywnych opadów śniegu były regularnie przerywane. Młodzi konsultanci oczywiście zaproponowali własne rozwiązanie – ich zdaniem wystarczyłoby, żeby po każdej śnieżycy nad zagrożonymi liniami przelatywał helikopter.

Nie możemy zapominać, że mówimy o jednostkach, które często nie widzą specjalnej różnicy między wspomnianym helikopterem a latającymi saniami św. Mikołaja. Nie zmienia to jednak faktu, że wyobraźnia odgrywa ogromną rolę w rozwoju małego człowieka. Pomaga mu poznawać świat, a w szczególności te jego elementy, które nie są widoczne gołym okiem (kto kiedyś widział rzymskiego cesarza?). Rozwija umiejętności komunikacyjne i zwiększa poziom empatii. Ułatwia rozwiązywanie problemów, podsuwając całą gamę możliwości, z których trzeba wybrać tę właściwą. Pomaga też radzić sobie ze stresem – wielu specjalistów podkreśla rolę, jaką w tym procesie mogą odgrywać „wymyśleni przyjaciele”, istniejący tylko w umyśle dziecka. Przede wszystkim jednak wyobraźnia otwiera drogę do działania opartego na kreatywności i innowacji. A to w XXI wieku umiejętność kluczowa.

Dlatego tak istotne jest aktywne wspieranie zabaw i projektów opartych na wyobraźni. Tym bardziej że środowisko, w którym funkcjonują na co dzień kilkulatkowie, bynajmniej do jej używania nie zachęca. Przynajmniej na pierwszy rzut oka – po co bowiem tworzyć nowe światy we własnej głowie i nadawać zwyczajnym przedmiotom niezwyczajne znaczenia, skoro pełna gama idealnie sfabrykowanych doznań jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Czy raczej pilota. Wielu psychologów i pedagogów bije na alarm, że nowoczesna „kultura ekranu” tłumi w dzieciach tę kreatywną iskrę, podsuwając gotowe rozwiązania. Innymi słowy, iPad skutecznie zastępuje znaleziony na podwórku kamień czy kawałek drewna, a oglądając telewizję, nie sposób jednocześnie budować łodzi podwodnej z krzeseł i koca.

Z drugiej strony jednak opublikowane w połowie 2012 r. wyniki badań naukowców z uniwersytetu Case Western Reserve w Ohio dowodzą, że mimo znacznego wzrostu zaangażowania dzieci w aktywności niezwiązane z zabawą, ich poziom kreatywności wcale się nie obniżył. Badacze zostawiali dzieci w wieku 6–10 lat na kilka minut z prostymi rekwizytami (jak m.in. drewniane klocki i pacynki), po czym filmowali całą akcję i oceniali, w jakim stopniu dziecko posługuje się wyobraźnią. Porównanie aktualnych rezultatów z podobnymi badaniami z lat 80. wykazało, że przypadek Caine’a Monroya nie jest bynajmniej odosobniony i jego rówieśnicy – mimo stałego dostępu do telewizorów, komputerów czy tabletów – również bardzo chętnie korzystają z wyobrażeniowych strategii.

Co zatem robić, żeby tendencja ta się utrzymała i wyobraźnia wciąż odgrywała kluczową rolę w procesie rozwoju nie tylko kilkulatków, ale też młodzieży szkolnej i studentów? Rozwiązań może być bardzo wiele. Nirvan Mullick po niespodziewanym sukcesie swojego filmu powołał do życia fundację Imagination Foundation, której głównym celem jest zachęcanie dzieci do kreatywnych działań poprzez popularyzację idei Salonu Caine’a i tworzenia intrygujących konstrukcji z tektury. Co roku w październiku – w rocznicę pierwszego flash moba zorganizowanego przez Mullicka – odbywa się impreza pod hasłem „World Cardboard Challenge”. W 2013 r. blisko 100 tys. dzieci z 46 krajów realizowało swoje pomysły, mając do dyspozycji jedynie kartonowe pudła. W kolejnych latach twórcy tej niecodziennej inicjatywy mają nadzieję zaangażować nawet milion uczestników.

Kikimora

ilustracje: Emilia Bartkowska

Cel ten udało się osiągnąć innej amerykańskiej fundacji z wyobraźnią w nazwie – Destination Imagination. To zdecydowanie największy tego typu projekt na świecie, zrzeszający ponad 1,5 mln uczestników z 42 krajów. W tym również z Polski, gdzie pieczę nad nim sprawuje Fundacja Wspierania i Rozwoju Kreatywności. Naczelną ideą DI jest nacisk na kreatywne rozwiązywanie problemów przez dzieci i młodzież poprzez wspólne zmaganie się w ramach drużyny z przydzielonym „wyzwaniem”. Wyzwania mogą być techniczne, naukowe, teatralne, improwizacyjne, konstrukcyjne oraz społeczne i w danym roku są wspólne dla wszystkich drużyn z całego świata. Zespoły rywalizują ze sobą najpierw w krajowych bądź regionalnych „olimpiadach”, po czym najlepsi biorą udział w światowym finale w USA. Oceniany jest nie tylko sposób rozwiązania problemu (a może to być np. projektowanie sprzętu do wykrywania ukrytych przedmiotów albo stworzenie „żywego komiksu” na bazie dzieła sztuki wybranego artysty), ale też współpraca w ramach drużyny oraz stopień innowacyjności. Warto na marginesie dodać, że polskie ekipy mogą się pochwalić sporymi sukcesami – ze światowego finału w 2013 r. przywiozły aż dwa złote medale.

Widzimy więc, że inicjatyw mających na celu wspieranie i promocję dziecięcej wyobraźni nie brakuje, a ona sama coraz częściej bywa doceniana jako niezbędny (choć oczywiście nie jedyny) element procesu wychowania. Zwykle przy tej okazji przytacza się znane powiedzenie Alberta Einsteina, że „wyobraźnia jest lepsza od wiedzy, ponieważ wiedza wskazuje na to, co jest, a wyobraźnia na to, co będzie”. Epilog historii Caine’a Monroya tylko to potwierdza. Otóż w sierpniu 2013 r. jedenastoletni już wówczas Caine postanowił zamknąć swój salon, by podjąć się nowych wyzwań. Jego tekturowe konstrukcje mają odtąd objeżdżać całe Stany Zjednoczone w charakterze mobilnej wystawy, natomiast on sam planuje otwarcie… sklepu z rowerami. I pewnie mu się uda. Zdaniem „Forbesa” za 30 lat ten sympatyczny, zawsze uśmiechnięty chłopak będzie miliarderem. Taka jest siła wyobraźni.