Nie robimy mody

Kikimora

Kikimora

Gdyby mogły to zdanie wykrzyczeć, pewnie by to zrobiły. Robią ubrania i za nic mają trendy. Idą swoją drogą. Bez wzorców, za to z konceptem. A w ubraniach z metką izraelskiej marki nununu chodzą dzieci Beckhamów, Gwen Stefani i Selmy Blair.

wywiad MARTA DUDZIAK

 

Atmosfera w telawiwskim studio? Dużo biegania, trochę chaosu. Trwają właśnie prace nad najnowszą kolekcją. Projektantki marki, Tali i Iris, krążą po jednym z pomieszczeń z punktu do punktu. Nieco bardziej statyczna jest Shelley, odpowiadająca za rozwój marki. Cudowna i uśmiechająca się od ucha do ucha profesjonalistka, zen nununu.

Kikimora

Kikimora

 

 

Powiedziałyście kiedyś: „Jeśli szukasz słodziastych pluszowych misiów albo magicznych wróżek, pojawiłeś się w niewłaściwym miejscu”. Dlaczego?

Iris: Dlatego, że projektujemy ubrania dla dzieci w zupełnie inny sposób. Kiedy zakładałyśmy nununu około 7 lat temu, w zasadzie na rynku nie było ubrań dla dzieci w czarnym kolorze. O motywie trupich czaszek nawet nie wspomnę. Nie było czegoś takiego jak dorosłe podejście do ubrań dla dzieci. Większość marek z tamtych czasów wykorzystywała m.in. motywy motylków i wszystkiego, co się kojarzy z delikatnością. Chciałyśmy robić coś zupełnie innego. Projektujemy czarne ubrania, bo same takie nosimy. Nigdy nie zobaczyłabyś mnie w czymś na przykład różowym. Nie polubiłabym różu na sobie, nie polubiłabym go tym bardziej na swoich dzieciach.

Tali: Tak jak sama postrzegam świat, tak chciałabym, aby postrzegały go moje dzieci. Byłoby doskonale, gdyby poszły moim śladem w kwestii zamiłowania do minimalistycznych ubrań. Chciałabym, żeby miały tę samą estetykę. Wiesz, ja nie rozmawiam ze swoimi dziećmi jak z dziećmi. Traktuję je jak dorosłych. Dziś to nasze awangardowe podejście sprzed kilku lat stało się mainstreamem. Awangarda wyszła na ulice. Osobiście postrzegamy to jako komplement. W nununu poświęcamy też sporo uwagi tematowi unisexu. Poza sukienkami i spódniczkami – w zasadzie wierzymy, że wszystko jest unisexem.

Iris: Gwiazdy i czaszki. Te są dla nas kluczowe. Określają nas. Wykorzystujemy je w każdej z naszych kolekcji. Zawsze tak będzie. W każdym sezonie dodajemy też jakieś motywy np.: cyfry, plusy, tym razem więcej będzie też trochę geometrycznych kształtów.

Iris: Uważamy, że są piękne. Nie myślimy wcale, że są przerażające. Dzieci przecież uwielbiają historie o piratach.

Kikimora

 

Jak to wszystko się zaczęło? Przyjaźniłyście się, zanim założyłyście markę?

Tali: Znałyśmy się, ale nie przyjaźniłyśmy. Ja byłam dyrektorem artystycznym w agencji reklamowej. Pracowałam często z markami mody. Iris była stylistką. Była naprawdę świetna w tym, co robiła. Znałyśmy się, ale nie do końca się lubiłyśmy. Kiedy pierwszy raz byłam w ciąży, Iris była już mamą trzylatka i czekała właśnie na swoje kolejne dziecko. Ucinałam sobie akurat pogawędkę z naszym, jak się okazało, wspólnym znajomym. Opowiadałam mu, jakich rzeczy poszukuję dla swojego dziecka, a on na to, że podobne kwestie poruszała w jego towarzystwie niedawno Iris. Powiedział, że musimy się poznać. Ja mu na to, że ją znam, ale jej nie lubię. Ona zresztą wyznała to samo. Znajomy jednak był przekonany, że będziemy świetnym duetem. Spotkałyśmy się więc i stwierdziłyśmy, że chcemy razem coś zrobić. Miałyśmy ten sam gust, obie poszukiwałyśmy bardzo specyficznych rzeczy dla naszych dzieciaków, których nigdzie nie mogłyśmy znaleźć. Potem przez rok myślałyśmy o koncepcie. Najpierw przyszło nam do głowy, aby otworzyć własny sklep i importować z zagranicy obce marki, które lubiłyśmy. Ale uznałyśmy jednak, że chcemy zrobić coś swojego. Lepszego. Tak narodziła się idea nununu, na początku o nazwie black sheep (czarna owca). Po roku spotykania się dzień w dzień, główkowania nad idealną i bardzo klarowną wizją marki, byłyśmy wreszcie u celu.

Tali: Głównie z powodów technicznych. Zaczęłyśmy właśnie pracować w USA i chciałyśmy zarejestrować nazwę. Wtedy okazało się, że ta jest już zajęta. Dziś nununu podoba mi się nawet bardziej.

Tali: W Izraelu mówi się tak, kiedy dziecko zrobi coś źle. Takie: „tak nie wolno, nie rób tak więcej”.

Iris: Nam tak naprawdę nie chodziło o izraelski rynek. Tutaj mieszkamy i nasza siedziba jest tutaj, także produkcja odbywa się na miejscu, ponieważ to jest dla nas łatwiejsze. Wiedziałyśmy jednak od początku, że będziemy podbijać rynki europejski, amerykański, australijski, dalekowschodni. Izraelski rynek był i jest dla nas zbyt mały. Ale aktualnie mamy tu sporo klientów, którzy najczęściej kupują nasze ubrania za granicą. Nie wiedzą, że jesteśmy tutejsze.

Kikimora

Serio?

Tali: Tak, zamawiają ubrania online z USA, Australii, i dowiadują się potem, że nasze biuro znajduje się dwie minuty od ich domu. Tutaj wszystko opiera się głównie na poczcie pantoflowej. Nie reklamujemy się, nie robimy żadnych promocji.

Tali: Nazwałabym go potencjalnym rodzicem. To byłaby taka osoba jak ty czy ja. Przykładająca ogromną wagę do estetyki, ukierunkowana na design, nieidąca głównym traktem, którym poruszają się wszyscy, ale ra- czej sunąca pod prąd, wyłapująca nowe rzeczy.

Gdybyście miały powiedzieć o najbardziej niezwykłym doświadczeniu w przygodzie z modą, co by to było?

Tali: Było ich kilka. Jedno z nich miało miejsce w zeszłym roku, kiedy przyjechałyśmy do Nowego Jorku. Spacerowałyśmy pewnego razu po Tribece, świetnie się przy okazji bawiąc, i nagle zobaczyłyśmy rodzinę z dzieckiem od stóp do głów ubranym w nununu. To jest dopiero ekscytujące! Ekscytujące było też, kiedy zaczęłyśmy pracować z naszym reprezentantem w Nowym Jorku. Byłyśmy wówczas maleńką marką, której nikt nie znał. Zapytano nas wtedy, czego chcemy, i ja powiedziałam, że chcę, aby nasze ubrania znalazły się w Barneys New York. Wiesz, jeśli tam jesteś, to znaczy, że coś osiągnęłaś. Nie trwało nawet pół roku, kiedy dostałyśmy stamtąd zamówienie. Niesamowite.

Powiedziałaś na głos, czego chcesz, i się zadziało?

Tali: Tak. Wiesz, ja całkowicie w to wierzę. Trzeba wierzyć w to, co się mówi. I wówczas to się dzieje.

Kikimora

Przeczytałam o Was jeszcze jedną rzecz. Ktoś przykleił Wam etykietkę „anti fashion fashion”. Jak to rozumiecie?

Tali: W pierwszym roku naszej pracy, kiedy to głównie rozmawiałyśmy o istocie i koncepcji marki, powiedziałyśmy sobie, że nie robimy mody. Że robimy klasyczną czerń, gwiazdki i czaszki, że nasze nadruki będą graficzne, a wzory bardzo proste. Nie lubimy nazywać siebie projektantkami mody. Wolimy samo słowo: projektantki. Możemy projektować ubrania, wnętrza domów, cokolwiek. Nie tworzymy mody, nie zaglądamy do magazynów o modzie. W naszym studiu nie znajdziesz ani jednego. Rozmawiamy za to o inspiracjach pochodzących ze sztuki, architektury, designu, lat 50. i 60. O to nam chodzi.

Tali: Chcemy robić jeszcze więcej rzeczy w zgodzie z tym, w co wierzymy. Nie chcemy być ogromną marką komercyjną. Obiecałyśmy sobie, że będziemy zawsze trzymać się własnej prawdy. To ważne.