Mama, która chce więcej

screen-shot-2017-01-04-at-15-52-33

Wszystkie mają dzieci, pracują „na swoim”. Powtarzają, że naprawdę warto szukać czegoś dla siebie i że trzeba to robić. Bo przecież to, czego szukamy, często jest blisko.

tekst KATARZYNA SZERSZEŃ

Ilustracje EWELINA SKOWROŃSKA

screen-shot-2017-01-04-at-15-53-10

 

Czekolada – moja pasja

Ania Antczak pierwszą maszynę do robienia czekolady kupiła pięć lat temu. – Ja po prostu zawsze lubiłam czekoladę. Kupowałam jej duże ilości, przywoziłam z każdej podróży. Pojawienie się w domu maszyny do czekolady nie było żadnym zaskoczeniem. Zaczęliśmy robić czekoladę w domu dla siebie i dla znajomych, licząc się z tym, że tak będzie wyglądała nasza przyszłość.

Trzy lata temu Ania założyła firmę CzEko i… urodziła trzecią córkę. – Spokojnie i powoli rozwijam firmę, która w listopadzie skończyła trzy lata. Staram się, aby nie zabierała czasu rodzinie, to ja odbieram córki ze szkoły i przedszkola. Na szczęście moje dzieci mało chorują. Nie jestem też codziennie w pracowni, która – na szczęście – znajduje się w domu moich rodziców. Często w weekendy jedziemy tam całą rodziną. Dzieci spędzają czas z dziadkami, a ja poświęcam się czekoladzie.

Ania opowiada, że na początku najbardziej jej brakowało tego, by móc porozmawiać z kimś o swoim czekoladowym pomyśle. – Czułam się sama, nie miałam z kim pogadać o tym, co chcę robić, przedyskutować, co sprzedawać, czy hurtowo, czy detalicznie. I tak trafiłam na spotkania Klubu Przedsiębiorczych Mam. Dzięki spotkaniom i rozmowom z dziewczynami firma wystartowała. Tam zrozumiałam, że lepiej zacząć coś robić, niż w nieskończoność szlifować szczegóły np. strony internetowej.

Ania opowiada, że w robieniu czekolady jest pasja, która bardzo ułatwia jej pracę. Powtarza, że mąż, choć pracujący na etacie w korporacji, bardzo jej pomaga w sprawach papierkowych. Niedługo dołączy do nich dziewczyna, która zajmie się dystrybucją internetową.

Bo przy trójce dzieci naprawdę czasem nie jest łatwo – mówi z uśmiechem. Kluczem jest „cała wioska”, która pomaga Ani: oprócz placówek oświatowych i męża, wspiera ją tata, który całe życie prowadzi swoją firmę i potrafi mądrze doradzić. Natomiast dziadek, który również mieszka przy pracowni, zawsze pilnuje, żeby poczta była odebrana.

Sieć wsparcia jest rzeczywiście bardzo duża. Jest to w pewnym sensie firma rodzinna. Marzy nam się, abyśmy z mężem tylko produkowali czekoladę. Ale żeby to było możliwe, musimy zwiększyć skalę. Cały czas robimy więc inwestycje: kupujemy nowe maszyny, powiększamy powierzchnię.

Sama na razie prowadzę dystrybucję. Kontakty zdobywam na targach zdrowej żywności, na biobazarach, gdzie spotykam wielu naprawdę ciepłych i fajnych ludzi.
screen-shot-2017-01-04-at-15-52-52

Lokalna nisza

Anna Kozioł, mama trzech córek: dziewięcio-, siedmioletniej oraz półtorarocznej, opowiada o swoim trzecim urlopie rodzicielskim: – Miałam taki cel: zająć się wychowaniem trzeciej córki i zrobić biznes. Byłam już zmęczona życiem macierzyńskim. I wiedziałam jedno: ten urlop macierzyński, a potem wychowawczy ma być inny.

Anna jest nauczycielką języka angielskiego i pracowała w liceum. A wiadomo, że ciężko rzucić etat, by zrobić coś zupełnie nowego. Półtora roku temu trafiła na spotkania Klubu Przedsiębiorczych Mam.

Tam poznałam kobiety, które były mamami i jednocześnie miały własne firmy i czas, żeby odebrać dziecko ze szkoły. Podczas spotkań z nimi postanowiła zrealizować swój pierwszy pomysł na biznes. Chciała szyć kokony z lnu naturalnego – oddychające osłonki na łóżeczko.

Na szczęście mój mąż jest bardzo wspierający i wspólnie postawiliśmy granice budżetowe dla tego pomysłu. Zaczęłam robić kokony, ale wcześniej nie zrobiłam żadnego badania rynku. Nie było ruchu w interesie. Koszty produkcji były duże, pochłaniały dużo czasu i pieniędzy. Na szczęście miałam ustalony limit finansowy tego przedsięwzięcia. Przełomowe okazało się to, co usłyszałam od Marty Waszczuk podczas spotkania Klubu Przedsiębiorczych Mam: że te moje kokony to jeszcze nie produkt, a dopiero prototyp. I żeby na tym zarobić, potrzeba większej skali. Wtedy postanowiłam zawiesić ten pomysł. Anna szukała dalej. Okazało się, że pomysł leży zaskakująco blisko:

Zawsze interesowałam się problemami lokalnymi, więc założyłam na Facebooku fanpage mojej ulicy ma Mokotowie, na który wrzucałam zdjęcia z naszej ulicy. A to nowej ławki, a to dziury w chodniku. Pod tymi zdjęciami pojawiało się masę komentarzy. I tak powstał pomysł na bloga lokalnego.

Tym razem anna rozpoczęła działalność od stworzenia biznesplanu dla bloga. Blog DzienDobryMokotow.pl wystartował w lutym 2016 r. i bardzo szybko zyskał popularność. Po dwóch miesiącach miał 2500 fanów na Facebooku i 21 tys. odsłon bloga. Blogów lokalnych jest bardzo mało. Jest to zupełna nisza. Po czterech miesiącach pojawiły się pierwsze pieniądze. W wrześniu 2016 r. pojawił się bliźniaczy blog DziendobrySrodmiescie.pl, prowadzony przez Agnieszkę, którą Anna poznała na spotkaniach Klubu Przedsiębiorczych Mam. Dziewczyny mają plan, aby założyć bloga dla każdej dzielnicy.

Teraz już wiem, że marzenia się nie spełniają, tylko marzenia trzeba spełniać. Nauczyłam się też, że jeżeli będę próbować z głową, to nic złego się nie stanie. I dałam sobie prawo do popełniania błędów – kończy swoją opowieść Anna Kozioł.

Biegiem po szczęście

Kasia Półtorak, mama sześcioletniej Justyny, z wykształcenia jest finansistą, ale tego nikt dziś się nie domyśla, patrząc na energiczną blondynkę w sportowym stroju: – Wiele lat przepracowałam w korporacji, zaznając wszystkiego, co oferuje taka praca: 16 godzin pracy na dobę, delegacje, awanse, zostałam dyrektorem finansowym. Problem był tylko jeden, za to istotny: byłam nieszczęśliwą i smutną osobą. W tym czasie zmarli moi rodzice. To był dla mnie szok, który spowodował, że postanowiłam coś ze sobą zrobić. Zastanawiał mnie upływ mijającego czasu. Mam fantastycznego męża, który powiedział po prostu: „Rzuć to”. Odeszłam z dnia na dzień, bez wizji nowej pracy.

Dwa miesiące później Kasia założyła własną działalność, świadczyła usługi finansowe. Podzwoniła po znajomych i nie wiadomo kiedy firma się rozkręciła. Była masa zleceń. Tylko że Kasia wciąż była nieszczęśliwa.

W tym czasie – jesienią 2015 r. – trafiłam na Forum Przedsiębiorczych Mam. Tam zobaczyłam, że jestem normalna, że wszystko jest ze mną ok, że jest więcej kobiet podobnych do mnie. Że mam prawo do innej ścieżki biznesowej. Po Forum wzięłam udział w coachingu grupowym u Magdy Macyszyn i tam narodziła się Polka Sport.

Wcześniej Kasia miała kilka innych pomysłów zawodowych: chciała robić figurki z marcepanu (okazało się, że nie ma do tego zdolności), otworzyć z sklep ze zdrową żywnością, a potem jeszcze agroturystykę. Wszystkie te pomysły upadały po rozmowach z ludźmi, którzy działali w takim biznesie.

Gdy zastanawiałam się, co mogłabym robić, pomyślałam o swojej pasji. Biegam od 20 lat maratony i ultramaratony. Pomyślałam, że skoro tak dobrze znam tę dziedzinę, to będę znać potrzeby klientów. Zobaczyłam szansę w biznesie opartym na pasji.

Kasia szyje spódniczki do biegania dla kobiet. Bo niby są takie na rynku, ale w Polsce jest ich mało i w małym wyborze. A kobiety mają swoje wymagania: nie chcą, by było za krótko, by nie czuły się za bardzo rozebrane, żeby były wygodne, miały kieszonki.

Firmę postanowiłam nazwać Polka Sport, bo chciałam, żeby to był biznes polski i dla kobiet. Dlatego na metkach moich wyrobów jest napis: 100% kobiecości, 100% wdzięku, 100% motywacji. Made with love in Poland – tłumaczy Kasia.

Co dla Kasi było kluczowe do rozpoczęcia własnego biznesu? – Przede wszystkim trzeba być odważnym i doceniać małe sukcesy. Ja na przykład myślałam, że nigdy nie będę w stanie zrobić profesjonalnej sesji moim spódniczkom, no bo potrzeba modelek, fotografa. Tymczasem na modelki zgłosiły się moje koleżanki z treningów. A fotografka sama biega w moich spódniczkach. Teraz powtarzam wszystkim: jeżeli chcesz spełnić swoje marzenie biznesowe, musisz mieć sprawne i zdrowe ciało. Zacznij biegać. – Mitem jest też to, że we własnym biznesie mamy mniej pracują. Ja mam po prostu elastyczny czas pracy i dzięki temu zawsze mam czas dla córki. Mogę jej poświęcić dużo więcej, niż gdy pracowałam na etacie. Moja córka to docenia i mówi, jak bardzo się cieszy, że tak dużo możemy być razem – kończy Kasia.

Stwórz miejsce, którego potrzebujesz

Marta Waszczuk, założycielka Klubu Przedsiębiorczych Mam po urodzeniu pierwszego dziecka potrzebowała miejsca, gdzie będzie mogła pogadać o tym, co tu teraz zrobić. – Pomyślałam tak: jestem mamą z małym dzieckiem, byłam już na kręgach mam, a teraz chcę mieć kawałek dla siebie. Nie chciałam wracać na etat i nie chciałam już być tylko mamą. Zaczęłam szukać miejsca, gdzie mogłabym o tym porozmawiać, ale go nie znalazłam. Byłam już coachem i trenerem i te umiejętności przydały mi się do poszukiwań. Odkryłam, że teraz jest czas, by je wykorzystać. Podejrzewałam, że inne mamy też się chętnie spotkają, by porozmawiać, jak zrobić coś zawodowego, mając elastyczność i czas na zajmowanie się małymi dziećmi. W 2009 r. zwołałam pierwsze spotkanie mam – po prostu rozpuszczając informacje wśród znajomych. I od tamtej pory co miesiąc z wyjątkiem wakacji – bo w wakacje mamy zajmują się dziećmi – takie spotkania się odbywają. Żebyśmy mogły dalej się rozwijać, w 2012 r. z klubu powstała fundacja Be Proactive. Dołączyły kolejne mamy, spotkania klubu rozprzestrzeniły się w innych miejscowościach. Celem spotkań jest to, by znaleźć w każdej mamie coś takiego, na czym ona może się oprzeć, co może robić zawodowo i co ją interesuje. A to wszystko będąc matką, która przecież nie może poświęcić 15 godzin dziennie na pracę. Chcemy rozszerzyć możliwości matek, bo kobiety myślą, że mogą tylko wrócić na etat albo założyć firmę, a tymczasem możliwości jest przynajmniej dziesięć.

Do klubu przychodzą trzy rodzaje mam: pierwsze to te, dla których sukcesem jest to, że wyszły z domu, że pojawiły się w nowym miejscu, zobaczyły, że są inne mamy, które mają podobne problemy. Drugie mamy to te, co już mają jakiś pomysł, ale nie wiedzą, jak go zrealizować, jak z tym ruszyć. One potrzebują wiedzy, jak to zrobić, ale też zachęty, by zrobić pierwszy krok.

To, co jest siłą tych spotkań, to fakt, że mamy się dopingują. Czasem jest ziarno pomysłu, a ktoś nas zmusza, żeby się temu przyjrzeć bliżej – opowiada Marta. – To zmienia życie, gdy się spotka kogoś, kto cię zachęci, żebyś to zrobił. Poza tym spotykamy kobiety z doświadczeniami, których nie mają nasi znajomi. W swoim otoczeniu nie miałybyśmy szansy spotkać takich osób.

Trzecim rodzajem mam są te, które nie mają pomysłu na siebie, ale mają energię do działania. One podczas spotkań klubu poszukują, co to by mogło być. – Trzeba pamiętać, że pierwszy pomysł, którzy przychodzi nam do głowy, to niekoniecznie jest ten jedyny, a niestety taki jest mit, że ten pierwszy to ten i żaden inny – mówi Marta.

Osią klubu są spotkania networkingowe organizowane co miesiąc w sześciu miastach. Od czerwca tego roku dostępny jest przewodnik o tym, jak samemu poprowadzić grupę networkingową w swojej okolicy. Bo w dużych miastach jest łatwo, a w małych trudniej.

Chcemy rozprzestrzeniać tę ideę. Wiemy, że mamy mają moc i mogą góry przenosić, rozwijać się w sposób niespodziewany dla nich samych – a to właśnie się dzieje w takiej grupie. Mamy nadzieję, że kluby w różnych miejscach będą kiełkować – mówi Marta Waszczuk.

Dwa razy do roku – jesienią i wiosną, klub organizuje Forum Przedsiębiorczych Mam, podczas którego pracujące mamy opowiadają, jak wygląda ich praca i łączenie jej z macierzyństwem, jest czas na nawiązanie kontaktów oraz warsztaty biznesowe, coachingowe.

Klubowe wsparcie

Najczęstszym niebezpieczeństwem w biznesach mam jest to, że wydaje im się, że kiedy już wpadniemy na pomysł zawodowy, to droga do jego realizacji będzie prosta. I gdy pojawia się przeszkoda, to myślimy, że to nie jest to. A tak nie jest. Podczas forum i na spotkaniach comiesięcznych pokazujemy, jak to jest od kuchni. Nie jak to było wspaniale, tylko jak to było naprawdę. O trudnych momentach, bo one są elementem procesu. Przeszkoda jest po to, żebyśmy zobaczyły, czy nam zależy na tym pomyśle, i żeby ją pokonać. Jeżeli przeszkoda nas pokona, to może cel nie był nasz. Bo jeżeli chcemy coś robić, to żadna przeszkoda nas nie zawróci z drogi.

Matki często też zapominają o dwóch najważniejszych sprawach: pierwsza to jest sen, a druga to sieć wsparcia. Często bierzemy za dużo na siebie. Bo wszystko musi być idealnie: porządek w domu, zdrowy obiad, a my pięknie wyglądamy. Tego wszystkiego same nie możemy zrobić. Mówimy więc o odpuszczaniu. Trzeba się zastanowić, co jest najważniejsze, a resztę odpuszczać i delegować. Odpuścić czysty dom, wykorzystywać różne osoby: partnera, sąsiadów, koleżankę do wspólnej opieki nad dziećmi, przedszkola, nianie, panią do sprzątania. Tu pojawia się bariera do proszenia o pomoc. Mamy muszą ją przełamywać – opowiada dalej Marta. – To, co daje klub, to możliwość spotkania mam, które są już w miejscu, w którym chce się być. Wtedy widzimy, że żadna z nich nie robi tego sama. Każdy korzysta z pomocy.

Mamy podczas spotkań klubu dają też sobie wsparcie, gdy coś się nie udaje, gdy trzeba długo czekać na efekty. Bo zanim pomysł przerodzi się w biznes, często mija kilka lat. – Dajmy sobie prawo, żeby chcieć coś zrobić dla siebie, bo to jest niezbędne – mówi Marta. – Mama powinna mieć kawałek dla siebie, robić coś ważnego dla siebie, a nie dla innych. Bo jak mama posiedzi z dzieckiem trochę w domu, to przestaje w siebie wierzyć.

I dodaje: – Chcemy, aby Klub Przedsiębiorczych Mam był pomostem pomiędzy dwoma światami: pomiędzy byciem mamą na sto procent a byciem mamą pracującą. Dobrze jest pamiętać, jakie to ważne mieć własne pieniądze, na początku choćby drobne. To daje wolność. I świadomość, że nie jesteśmy same.