Królewska litera F

Kikimora

ilustracja: Malwina Konopacka

Z literą F miałem trochę problem. O ile pierwsza bohaterka przyszła mi do głowy niemal natychmiast, to trochę nie wiedziałem co dalej… Chciałem napisać o gitarach Fendera, ale to jednak nie o to chodzi. Malwina podpowiadała FUNK! Jednak za tym gatunkiem wybitnie nie przepadam.

 

tekst ŁUKASZ KASPEREK

ilustracja MALWINA KONOPACKA

Zacznę zatem od tej pierwszej, od Elli Fitzgerald mianowicie. Znacie, lubicie, a nawet jak nie, to głośno tego nie powiecie w towarzystwie, bo nie wypada. A lubić faktycznie warto. Przecież to królowa Harlemu, bogini jazzu, Pierwsza Dama Piosenki. Rozpoczynała karierę w połowie lat 30. XX wieku, śpiewając w popularnych wtedy orkiestrach swingowych. Wraz z orkiestrą Chicka Webba zdobyła sobie ogólnokrajową sławę, wykonując własną wersję dziecięcej piosenki „A-Tisket, A-Tasket”. 10 lat później gwiazda Elli świeciła już na tyle mocno, że kontynuowała karierę pod własnym nazwiskiem. Z czasem mody się zmieniły, nowojorskie kociaki zaczęły szaleć na punkcie bebopu, a Ella rozpoczęła współpracę z Dizzim Gillespiem. Wtedy też rozwijała improwizowaną technikę jazzowego śpiewania zwaną scatem, a wkrótce stała się jej mistrzynią. Ciekawych duetów w jej karierze zresztą było jeszcze sporo. Z pewnością Wam i Waszym pociechom przypadną do gustu płyty nagrane z Louisem Armstrongiem, pełne jazzowych standardów, takich jak na przykład: „Dream a Little Dream of Me” czy Gershwinowski „Summertime”. Taki album to wspaniały towarzysz wspólnych rodzinnych wieczorów w domu, gdy zacznie się robić coraz bardziej jesiennie. Albumy z Dukiem Ellingtonem to również gwarancja jazzu najwyższej jakości. Jeżeli jednak chcecie trochę szaleństwa, sięgnijcie po coś z jej bebopowej ery, np. „Lullabies of Birdland”. Scatowe wokalizy Elli z tej płyty z pewnością rozpalą Was do szaleństwa i na jakiś czas odbiorą zdrowy rozum najmłodszym słuchaczom. Przez wiele dni będą biegać po domu i skatować Ski-bi-di-bi-szup-du-bi-dup-be-bop. Kto wie, może coś z tego dobrego wyrośnie? A jak chcecie czegoś imprezowo-tanecznego, to sięgnijcie po nagrania swingowe, będą pasowały jak ulał!

Z krainy jazzu wybierzemy się teraz w inne rejony muzyczne. Z nowojorskiego Harlemu przenieśmy się do egzotycznego Zanzibaru na Oceanie Indyjskim, ówczesnej kolonii brytyjskiej. To tam właśnie w 1946 roku na świat przychodzi Farrokh Bulsara – drugi bohater mojego tekstu. Farrokh dorastał i zdobywał edukację w wielu brytyjskich szkołach rozrzuconych po całym Imperium. W końcu jednak wraz z rodziną musiał uciekać z targanej wojną domową wyspy. Tak oto w wieku lat 20 znalazł się w Londynie, imię zmienił na Freddy, a nazwisko na… Mercury. I już wszystko jasne! Panie i panowie – oto Freddy Mercury i grupa Queen. Jaki był Freddy – wszyscy wiecie. Przytaczanie jego dalszej biografii mija się z celem. Ekscentryczny i niepowtarzalny. Charyzmatyczny i wspaniały. Taki właśnie był, jak przystało na prawdziwą diwę muzyki pop.

Sam dobrze pamiętam, jak pacholęciem będąc, szalałem do utworów grupy Queen: „It’s a kind of magic”, „Radio Ga Ga”, „I want to break free” czy do rozbuchanego w swej budowie niczym barokowy, ba! może nawet rokokowy, ołtarz, jednego z najważniejszych utworów w dziejach muzyki pop – „Bohemian Rhapsody”. Ileż tam się działo! Ballada, pędzący rockowy szlagier, operetka, wszystko spięte w ramy jednego kawałka, o którym sami jego autorzy mówili, że nie wiedzą, o czym jest. Pisząc ten tekst, zrobiłem sobie szybki przelot po nagraniach Queen i muszę stwierdzić, że nie ma na koncie tego zespołu nieznanych utworów. I nie ma takiej piosenki, która nie byłaby przebojem. Dzięki temu, że muzycy Queen flirtowali ze wszelkimi popularnymi w muzyce nurtami na przestrzeni lat 70. i 80. XX wieku, to w ich repertuarze znajdziecie zarówno totalnie taneczny synth-pop, stadionowe softrockowe ballady, dyskotekowe bangery czy nawet hardrock. Jest to zatem repertuar, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Jeżeli nie jesteście megafanami, to pewno możecie sobie darować zbieranie całej kolekcji albumów i lepiej zaopatrzcie się w składankę z największymi przebojami (a jak już mówiliśmy, jest ich tyle, że na pewno będzie to pozycja dwupłytowa, co w przypadku płyty winylowej prezentuje się zawsze okazale!). Odpalcie ją na domowym hi-fi bez większej okazji, tak po prostu, żeby posłuchać. Jestem pewny, że całkiem Wami zawładnie. I resztę wieczoru będziecie podrygiwać, śpiewając wraz z Freddym.

 

Malwina Konopacka i Łukasz Kasperek

Ona jest ilustratorką, on dziennikarzem. Są rodzicami trzy i półletniej anielki. Muzyczne abecadło wymyślili dla rodziców, którzy dbają, aby ich dzieci wiedziały, co to dobra muzyka.