Kilka słów o dziewczyńskości

screen-shot-2017-01-04-at-15-40-01

O to, czym różni się dziewczyńskość od kobiecości, i co to jest piękno, zapytałam Monikę Kucel i Paulinę Puchalską, redaktorki serwisu Element żeński, w którym opowiadają nie o kosmetykach, ale o dziewczynach, które kosmetyków używają.

tekst AGATA NAPIÓRSKA
zdjęcia KUBA DĄBROWSKI, MONIKA KUCEL I PAULINA PUCHALSKA

 

screen-shot-2017-01-04-at-15-39-28

Agata Napiórska: Jak się poznałyście?

Paulina Puchalska: Zgłosiłam się do Moniki jako klientka Córki Rybaka. Od lat śledziłam bloga jej chłopaka Kuby (Dąbrowskiego), więc wydawało mi się, że już się trochę znamy. Przyszłam odebrać swoją czapkę, a oni poczęstowali mnie śniadaniem. To było niesamowite, bo przecież jednak się nie znaliśmy.

Monika Kucel: Miałaś wtedy złamane serce. Zaczęłyśmy o tym rozmawiać i trochę się zasiedziałyśmy.

P.P.: Tak, ze dwie-trzy godziny.

I co potem?

M.K.: Potem Paulina zamawiała więcej czapek, wpadała je odebrać i pogadać.

P.P.: Zawsze, kiedy byłam w Warszawie, spotykałyśmy się przynajmniej na chwilę.

A jak to było z początkami Elementu żeńskiego?

M.K.: Pomysł na Element miałam już w Mediolanie, parę lat temu. Nie miałam jeszcze konkretnej wizji, ale wiedziałam, że będzie to rzecz o dziewczynach i kosmetykach. Potem urodził się Józek i siłą rzeczy ten pomysł musiał poczekać.

I zaprosiłaś do współpracy Paulinę?

M.K.: Tak, wiedziałam, że solo długo nie pociągnę, a pomysł wydawał mi się na tyle fajny, że nie chciałam go spalić. Nagle mnie olśniło, że z Pauliną zawsze gadamy o kosmetykach, że jest dobra w social mediach, potrafi robić zdjęcia i dowcipnie je skomentować. Podobało mi się też, że jest między nami piętnaście lat różnicy.

No właśnie! Czy Wy tę różnicę w ogóle odczuwacie?

M.K.: Nie na tyle, żeby mi to przeszkadzało. Czasem się śmiejemy, że Paulina emocjonuje się rzeczami, do których ja mam już spory dystans. To, że jest między nami tyle lat różnicy, uderzyło mnie po raz pierwszy, kiedy opowiadałam Paulinie, że na bal przebierańców przebiorę się za Winonę Ryder z filmu „Reality Bites”. Paulina na to: „Kocham ten film, wyszedł w roku mojego urodzenia!”. Gdy ja w 1994 marzyłam już o całowaniu się z Ethanem Hawkiem, Paulina dopiero się rodziła!

P.P.: Ja też nie do końca identyfikuję się z grupą urodzonych w latach 90., czyli moim pokoleniem. Zawsze miałam starszych znajomych.

Poza tym i Monika, i Kuba mają w sobie jakąś taką świeżą, młodzieńczą energię. Są rodzicami i dużo bardziej odpowiedzialnymi ludźmi niż ja, ale nadal patrzy się na nich jak na parę nastolatków. Wychodzi więc na to, że spotkałyśmy się gdzieś w połowie, ha ha.

Czy to znaczy, że teraz dłużej jest się dziewczyną?

M.K.: Można być „panią” w wieku dwudziestu lat, a można być dziewczyną aż do końca swoich dni. Chodzi mi o świeżość, entuzjazm, lekkość. Wiek to kolejna, obok płci, matryca, która nas ogranicza. Czasem oczywiście nie rozumiem, o czym mówi Paulina, bo mam głowę gdzie indziej. Ale dzięki tym różnicom Element Żeński jest pełniejszy.

Jakie były Wasze początki? Przygotowałyście sobie jakiś manifest?

M.K.: Chciałyśmy odczarować powszechne przekonanie, że kosmetykami interesują się jedynie pacyniary, a intelektualistkom rozmowy o kosmetykach umniejszają.

P.P.: Jesteśmy w momencie redefiniowania tego, co znaczy być dziewczyną. Chciałabym, żeby Element wpisywał się w to nowe pojęcie, może nawet trochę je nakreślał. Oczywiście z uwzględnieniem kosmetyków, bo to jednak wyjściowy temat naszych rozmów.

M.K.: Rozkręcało się to naturalnie: pisanie o kosmetykach w momencie, kiedy zagrożone są podstawowe prawa kobiet, nadało naszym rozmowom szerszy kontekst. Od początku założyłyśmy też, że nie będziemy zaśmiecać strony internetowej codziennymi małymi wrzutami. Mają się na niej znajdować głównie sondy i wywiady z dziewczynami. Dlatego też tak prężnie działamy na Facebooku i Instagramie. Dziewczyny w naszych rozmowach opowiadają o swoich rytuałach, o tym, jakie nawyki przejęły od mamy, kiedy czują się atrakcyjne. Ja też w dzieciństwie lubiłam przeglądać kosmetyczkę mamy i marzyć o swojej pierwszej szmince, a nie przekładało się to na gorsze oceny z polskiego czy matematyki. Temat kosmetyków jest interesujący socjologicznie.

Wypełniłyście pewną niszę.

P.P.: No tak, bo pokazujemy, że świat jest różnorodny, że dziewczyny są różne. Z mojej perspektywy nie ma w tym nic przewrotowego, bo dla mnie to naturalne, że ludzie nie wyglądają tak samo. Ale faktycznie – z boku, na fali zalewających nas mediów i kreowanego przez nie wizerunku, Element może być miłą odskocznią.

M.K.: Marzą nam się jeszcze rozmowy ze starszymi paniami, ale ciężko je do tego namówić. Starsze pokolenia uważa, że nie wypada rozmawiać o tym, jakich używa się perfum i jakim kremem smaruje. To dla nich często zbyt osobiste.

screen-shot-2017-01-04-at-15-39-20

Jak myślicie, dlaczego?

M.K.: Poniekąd też dlatego, że kobiety przyzwyczaiły się udawać, że zupełnie nic przy sobie nie robią.

Budzą się z wytuszowanymi pięknie rzęsami.

M.K.: Nie przystoi pokazywać, że w dbanie o siebie wkłada się jakiś wysiłek. Bo byłaby to oznaka próżności.

P.P.: Kiedyś prywatność miała większy zakres. Do pewnych miejsc się po prostu nie zaglądało.

Czym różni się dziewczyńskość od kobiecości?

M.K.: Dla każdej z nas te dwa słowa mogą mieć zupełnie inne definicje. Dla mnie osobiście słowo „kobieca” jest nacechowane negatywnie. Na takie określenie trzeba sobie zarobić dużym biustem, obcasami i sukienką. Trudno mi się z tym identyfikować. Czy oznacza to, że kobieca nie jestem? Bo w takim żyłam przeświadczeniu przez wiele lat. Trzeba by nacechować to słowo innymi wartościami.

Dziewczyńskość jest zbuntowana?

M.K.: Tak. Młodszym pokoleniom dziewczyńskość jest na pewno bliższa, bardziej łobuzerska. Fajnie by było, gdyby ta definicja została przerzucona na słowo „kobiecość.”

P.P.: Jednocześnie nie mamy nic przeciwko obcasom i dekoltom, taki model też jest fajny, o ile nie jest narzucony z góry. Dla mnie kobiecość wiąże się po prostu z płcią: jesteś kobieca, bo jesteś kobietą. Masz takie a takie cechy płciowe. Dziewczyńskość bardziej kojarzy mi się z charakterem.

A dziewczęcość?

M.K.: Dziewczęcość jest delikatna.

Monia, masz synka. Jak go wychowujesz? Czy na jego przykładzie zauważyłaś coś ciekawego w kontekście podziałów chłopak/dziewczyna?

M.K.: Na dobrego i znającego swojego wartość człowieka. Jestem zafascynowana tym, jak bardzo niektóre rzeczy przychodzą naturalnie. Józek rośnie nam na chłopaka strażackiego, policyjnego, samochodowego – mimo że Kuba nie świeci w domu takim przykładem. Te zainteresowania wypływają z niego bardzo naturalnie. Lubię nałożyć mu dla równowagi różowe skarpetki, ale nie robię nic na siłę. Na pewno nie prowadzę projektu „Józek”.

A jak uczysz go stosunku do dziewczyn?

M.K.: Zawsze kiedy się bawimy, uczę go, że dziewczyny nie muszą być Wendy w „Bobie Budowniczym”, a Smerfetką w „Smerfach”. Mówię mu, że ja się bardziej identyfikuję z Osiłkiem. Na co on nie chce się zgodzić. Podział na płeć jest na tym etapie jego rozwoju bardzo istotny. Ale jestem spokojna o jego przyszły stosunek do dziewczyn, bo wierzę, że wyniesie dobry przykład z domu. Tata, dziadek, wujkowie – wszyscy Dąbrowscy w naszej rodzinie to fajne chłopaki.

Cechą Smerfetki jest to, że jest dziewczyną. Jakby to miało wystarczyć za wszystko…

P.P.: Kiedy ja będę miała dziecko, chciałabym wpoić mu to, że płeć nie definiuje ludzi. Najważniejszy jest szacunek dla drugiego człowieka i dla inności.

M.K.: Kiedy masz dziecko, nadal jesteś tą samą osobą. Tyle, że masz dziecko. Możesz mówić dziecku, że ma być uprzejme i tolerancyjne, ale dziecko musi te cechy widzieć u ciebie. Urodzenie dziecka uruchomiło we mnie ogromne pokłady siły. Poród z perspektywy czasu wydaje mi się wspaniałym doświadczeniem, to popchnięcie ciała do ekstremalnego wysiłku. I satysfakcja, że się udało. Naprawdę poczułam się jak superbohaterka i to odczucie pielęgnuję w sobie do dzisiaj. Poza tym dziecko sprawia, że chcesz się zmieniać na lepsze i ciągle siebie weryfikować. I uczysz się wykorzystywać każdą minutę wolnego czasu.

A co posiadanie dziecka zmienia w związku?

M.K.: Zawsze powtarzam, że nie jest sztuką być fajną parą bez dziecka. Kiedy nie trzeba się przerzucać tymi wszystkimi obowiązkami. Na początku jest to rzeczywiście rewolucja. Trzeba mieć dla siebie nawzajem dużo wyrozumiałości. On chce pracować, ty chcesz pracować. Trzeba na nowo się zorganizować i zwykle to kobieta zostaje w domu z dzieckiem, choćby nie wiadomo jaką się było nowoczesną parą. Warto mieć z tyłu głowy, że jeśli w związku gra między partnerami, to wówczas gra cała rodzina. Ważne, żeby o sobie pamiętać i o siebie dbać. Szanuję też bardzo dziewczyny, które nie chcą mieć dzieci. To ich naturalne prawo.

P.P.: Nie rozumiem, dlaczego świadomie bezdzietne pary są nadal wystawiane na szykany. Ta społeczna presja, że dopiero dziecko stawia kropkę nad i kobiecości, jest bardzo krzywdząca. Mamy przecież wolny wybór i nikt z zewnątrz nie ma prawda komentować naszych decyzji, jakiekolwiek by nie były.

Ostatnie pytanie, dziewczyny: czym jest dla Was piękno?

M.K.: Często zastanawiam się nad tym, dlaczego niektórzy ludzie mi się podobają, a inni nie. I dochodzę do wniosku, że nie jest to związane z wyglądem zewnętrznym, tylko z tym, jaką ktoś jest osobą. Jeśli ktoś jest dobrym człowiekiem, od razu wydaje ci się piękniejszy.

P.P.: Mam podobnie. Choćby nie wiem jak podobała mi się dziewczyna (czy też chłopak) fizycznie, jeśli jest złą osobą, to piękno przestaje dla mnie istnieć. Nie widzę tego.

A czy zewnętrznemu pięknu można pomagać?

M.K.: Każdy ma mocne i słabe strony. Warto je znać. Pewność siebie też dodaje uroku.

P.P.: Pewnie. Nie jesteśmy przecież tylko intelektem. Dziwią mnie osoby, które uważają, że problem ciała ich nie dotyczy. Myślę, że nie da się oddzielić od swojej zewnętrznej powłoki, nie ma też sensu z tym walczyć, udawać, że ciało nie jest ważne. Bo jest. Jest tak samo ważne. I dbanie o nie w żaden sposób nam nie ujmuje.

M.K.: Kiedy ktoś jest dobry, jest też dobry dla siebie i o siebie dba.